wtorek, 21 czerwca 2016

Cz 3,, Dalsze Losy "

Hej już cz 3.
(...) Leo, Ed i ja odeszliśmy od stołu i poszliśmy do toalety bez skojarzeń tam poprostu można spokojnie pogadać.
- Możemy..odnaleźć Alex - zły pomysł powiedział Leo.
- Leo możesz na chwilę - poprosiła Ed, żeby Leo wyszedł.
- Liss niechcesz żeby nikt... - Powiedział a ja mu przerwałam.
- Ed nikt mnie niepozna
- No niewiem
- Patrz każda mała dziewczynka marzy żeby zostać księżniczka ja nią byłam i osobiście niepolecam, chce odnaleźć matkę Nietylko żeby przejęła tron ale też dlatego żeby ją poznać i jeśli Alex okaże się jedynym wyjściem to w to wchodzę -
Ed zrobił kwaśną minę ale wiedziałam że się zgodzi.
- Ale musimy ruszyć teraz, ten gość..coś mi tu niegra - odparł.
Uśmiechnęłam się i poszłam do Boba żeby z nim pogadać.
- Czyli jak mama dowiedziała się że jest w ciąży to uciekła i niewidziałeś jej więcej?
- Nie..tak bywa.
- Dobra to my się zbieramy, dzięki za gościnne i..tu masz mój numer jakbyś chciał pogadać to dzwoń - powiedziałam wstając z fotela.
- Liss - zawołał Kali pokazując że mam iść na chwilę na górę, więc poszłam.
Gdy weszłam Kali zamknął drzwi na kluczyk.
- Co ty robisz? - Zapytałam ale niebałam się.
- A jak myślisz skarbie, jesteś taka słodka - powiedział obrzydliwie. Trochę się przestraszyłam, a on podchodził coraz to bliżej więc postanowiłam że wymierze mu cios ale niestety nieumiem zbyt dobrze się bic więc łatwo mnie było powalić tak jak to zrobił Kali.
Chciałam krzyknąć ale zatkał mi usta ręką.
Nagle drzwi wyleciały z zawiasów i wyszedł z nich Leo pełen gniewu.
- Nieżyjesz - powiedział rozwciecziny.
Złapał Kala za szyję i powalił na ziemię ale Kali również umie się bic dlatego Leo również oberwał. Leo bił Kala dopóki ja niewyszłam z szoku, jeszcze jeden cios z Kala i było by po nim, oddycha choć się nierusza.
- Wiedzą że tu jesteśmy - powiedziałam siadając koło niego.
- Przepraszam
- Ty za co
- Że przyszłem tak późno - powiedział że smutkiem w oczach bił też poobijany krew leciała mu z nosa i brwi.
Co on bredzi przyszedł w samą porę, Kali mi nic niezrobił.
- Co ty za głupoty gadasz - powiedziałam wybierając jakąś bluzką która leżała krewa z jego policzka.
- Wiesz lubię jak chłopak okazuje swoją słabość, jak niegra dużego chojraka. Alr niepanujesz nad nerwami denerwuje się każda sytuacja gdy musisz się bić dlatego palisz, ale tu masz problem bo ostatniego papierosa wypaliłeś w toalecie - powiedziałam zmieniając temat.
Uśmiechnął się a ja poczułam motylku w brzuchu więc szybko wstałam.
- Musimy ruszać wiedząc że jesteśmy blisko - odparłam.
Szybko Wyszliśmy z mieszkania uprzedzając Boba że Kału leży nieprzytomny.
- Do Kawiarenki Rick - rozkazałam Jechaliśmy chwilę ale niebyło sensu żebyśmy wszyscy tam wchodzili dlatego wszedł tam sam Ed zajęło mu to z 5 minut.
- Mam adres ale dziś lepiej dajmy sobie spokój - powiedział - jest tu hotel więc tu zanocujemy.
Poszliśmy się zameldować pokój wzięliśmy wszyscy wspólny.
Koło 23 chłopaki już spali jak susły prócz Leona.
Siedziałam na oknie a on podszedł.
- Gdy to wszystko się skończy..ta cała walka o dobro wyjadę..wyjadę nad morze i tam zostanę na zawsze. - Powiedział. - Lubisz morze?
- Uwielbiam. Leo wiesz chciałabym odnaleźć Helen. Żeby zajęła tron i żebym była na zawsze wolna
- A co ty masz wspólnego z tronem? - Zapytał, wygadałam się troche.
- Chodzi mi o to że wolna, no wiesz niebedę musiała walczyć już - zaczęłam się tłumaczyć.
Gadaliśmy jeszcze chwilkę i poszliśmy spać.
                                  ***
Kochani narazie tylko tyle.
Do historii Lissy wrócę później a Teraz zaczne inną

środa, 15 czerwca 2016

2 cz,, Dalsze losy "

Hej 2 cz.
(...) Leo przyszedł i poszliśmy na parking, gdybym niemusiała wrócić do królestwa i powstrzymać atak pewnie...pewnie bym tu została.
- Wsiadaj - rozkazał Ed a ja wsiadłam do auta na tylne siedzenia.
- Hej jestem Rick - przedstawił się chłopak który siedział z przodu.
- Hej jestem Lissa - też się przedstawiłam.
- Imienniczka naszej Królowej - odparł.
- Rick niepodrywaj, ruszaj - powiedział Ed.
Leo i ja Siedzieliśmy z tyłu.
- A gdzie zaczniemy poszukiwania? - spytałam.
- Myślałem coś o kawiarence internetowej - odparł Ed odwracając się do nas.
- Myślisz że to coś da? - Odparł Leo.
Widzę że ten szatyn zna się na rzeczy wie co robić, koło szyj miał ostre drapniecie.
- Niewiem musimy zarezykować, mamy mało czas - odparł Ed.
Jechaliśmy kawałek jakieś 15 minut.
- Rick zostajesz - powiedział Ed.
Weszliśmy do środka kawiarenki była fajna, dużo niema co mówić kilka komputerów i jakieś stoliki.
- Bru - powiedział Ed wyciągając ręce żeby przytulić jakąś okularnice.
- Ed, Och kogo mam znaleźć - Zapytała, niezwróciła większej uwagi na nas.
- Liss jak się nazywa twój tata? - Zapytał.
- Yyy Ed...ja. Ja niewiem - odparłam.
Leo przewrócił oczami.
- Zjedzmy coś i musimy coś wymyślić. - Zaproponował Leo.
Wyszliśmy i poszliśmy wszyscy obok do pizzeri.
- I co teraz zrobimy? - Zapytałam
- Liss jedyne wyjście to..jechać do twoich rodziców - odparł Ed.
Leo krecił się na swoim krześle bez przerwy się odwracał.
- Nie wierć się tak - Rozkazałam.
Spojrzał na mnie a ja byłam cała w rumieńcach, co się ze mną dzieje.
- Mamy towrzystwo najprawdopodobniej - powiedział.
Na ulicy stało duże auto a w nim jakiś dwóch facetów.
- Idziemy! - Nakazał Leo.
Szliśmy w stronę naszego auta ale oni podjechali i zagrodzili przejście na drugą stronę.
Było już ciemno więc niebyło dużo ludzi.
Dwaj napakowani faceci stanęli przed nami, a ja się trochę przestraszyłam bo są od nas wyssi i silniejsi.
- Niestarajcie się do królestwa i tak się niedostaniecie. Wy lepiej odejdzcie, a panienka do wozu...przyda nam się - powiedział i obaj zaczęli się śmiać.
Leo odrazu rzucił się do walki.
Kopnął tego łysego co to powiedział a ten drugi wyjął nóż, wsadziłam rękę do kieszeni szortów a w nim był scyzoryk, tyle czasu minęło a on tam cały czas był.
Wyjełam go i rzuciłam Leo, zaciął tego łysego moco w nogę a ten się przewrócił.
A ja uderzyłam z kopa tego drugiego.
- Idziemy - powiedział Ed.
Leo był też ranny coś mu się stało z nogą i miał ranną rękę.
- Musimy gdzieś iść - powiedziałam.
- Idziemy do twojego prawdziwego domu. - Odparł Leo, cały czas robił grymas na twrzy to pewnie z bólu.
Wysiedliśmy do auta i Ricko ruszył.
                                  *
Po jakieś godzinie dotarliśmy pod mój dom, zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi.
Drzwi na szczęście otworzyła moja mama
- Akwizytorą dziękujemy - powiedziała zamykając drzwi, złapałam je.
- Mamo to ja - powiedziałam.
- Lissa..- Powiedziała i łzy pojawiły się w jej oczach.
Weszliśmy do środka a mama niemogła się mną nacieszyć.
- Tak się cieszę że przyjechałaś
- Potrzebuje jedną cenną informacje
- Jaką.
- Mamo musisz mi powiedzieć kto jest moim prawdziwym tatą
- Och Lisso twoim tatą jest mój mąż...- odparła
-Dobrze wiesz że niechodzi mi o niego - odparłam.
- To..to jest napisane w papierach tam - odparła wskazując na szafke
Chłopaki zaczęli szukać a ja poszłam porozmawiać z mamą w końcu niewidziałyśmy się rok.
- Znaleźliśmy - powiedział Leo który wszedł do kuchni.
- Będziemy szli.. - Powiedziałam.
- Jest wieczór, zostańcie na noc, proszę - poprosiła mama.
Po krótkiej rozmowie uznaliśmy że możemy zostać ale jutro z samego rana ruszamy.
W nocy wstałam do toalety byłam zaspana więc niezauważyłam że światło w łazience było zapalone, poprostu weszłam.
- Och Ed przepraszm - powiedziałam wchodząc a on mył ręce.
- Nie wejdź chce pogadać - odparł
- Czemu ty chcesz ciagle gadać w kiblu? - Powiedziałam i się zaśmiałam.
- Tak wyszło, Liss czy ty chcesz wracać do królestwa? - Zapytał.
- Och niema innych pytań?
- Odpowiedz
Usiadłam na pralece i sama sobie zadałam to pytanie.
- Nie...tu mi dobrze
- Tak myślałem, dlatego mam pomysł
- Jaki?
- Jak znajdziemy twoją mama ona może objąć tron
- Ciii, nie tak głośno niechce żeby oni mnie jeszcze traktowali jak osobę która trzeba wiecznie chronić. Zastanawia mnie tylko jedno dlaczego Will ogłosił że nieżyje?
- Niewiem coś tu niegra - powiedział i się zamyślił.
- Odkąd wprowadził się do zamku prawie że mną nierozmawia, w sumie to gadamy tylko przy kolacji tak naprawdę - odparłam.
- Zależy ci jeszcze na waszym związku?
- Ty to jednak jesteś bezczelny - odparłam ale nieczułam urazy.
- Jestem owszem. A teraz odpowiedź
- Naszego związku niema, w prawdzie niemówiłam o tym niekomu ale my nie jesteśmy razem i uznaliśmy że będziemy tylko udawać. - Powiedziałam i oddechnełam z ulgą, wreszcie niemusze nic udawać.
- A co u twojej siostry i Kryspiana?
- Z Lili mamy coraz to lepszy kontak, Kryspin jak to dziecko dobrze, a niezapytasz o Dava?
- Nie. Pokuciliśmy się.. Po walce jak wyznał co zrobił Tytani
- Kochałeś ją prawda? - Zapytałam
- Tak
- A co u jej męża i dzieci?
- Męża? Dzieci? Tytania była sama.
- Ed ona mi mówiła coś innego
- Powiedziała tak żebyś się niemartwiła o Lili i Dava, była dobrą dziewczyną - powiedział że smutkiem w oczach.
- Mam pomysł
- Liss twoje pomysły są wiesz
- Dobra idę spać porozmawiamy jutro - odparła.
                                   *
Rano wstaliśmy i zjedliśmy śniadanie zanim mama wstała.
- Idziemy do kawiarni? - Zapytałam.
- Nie, najepiew pojedziemy na ten adres - odparł Ed.
Było to w innym mieście więc jechałyśmy dosyć długo.
Mój tata mieszkał na pięknej ulicy pełnych domków jednorodzinnych.
- Już czas - odparł Ed.
Wysiadłam i podeszłam do domu tak jak na tym adresie, poczułam ból brzucha, i czułam pot i pieczenie czoła.
Potrafiłam pokonać wielką królową a własnego ojca się boję, bo co ja mam mu powiedzieć
Zadzwoniłam do drzwi i otworzyła mi jakąś kobieta z dzieckiem na rękach.
- Dzień dobry - Wyjąkałam.
- Dzień dobry dzień dobry - odparła.
Miała kasztanowe długie włosy i okulary.
- Szukam Boba Stayla
Kobieta zrobiła dziwny grymas i odparła.
- Ale on tu już niemieszka, a teraz przepraszam muszę zająć się dzieckiem.
Zanim zdążyłam powiedzieć do widzenia kobieta zamknęła drzwi
- Ciut nerwowa ta kobieta - powiedziałam pod nosem.
Wsiadłam do auta i odpowiedziałam chłopaką wszystko.
- Coś tu niegra, zaraz przyjdę - powiedział Leo wsiadając z auta, podszedł do drzwi i zadzwonił.
Kobieta otworzyła drzwi ale już bez dzicka na ręku.
Leo odezwał się pierwszy a kobieta się uśmiechnęła, po chwili rozmowy kobieta wypuściła go do środka.
Minęło z pół godziny i wyszedł szczęśliwy Leo.
- Mam adres - powiedział wsiadając do auta.
- Co ty z nią robiłeś - Zapytałam widząc że ma dwa guziki od koszulki odpiete.
- O stary haha - powiedział Ricko śmiejąc się głośno.
- Nic, laska na za dużo liczyła. Ważne że mamy adres - odparł
Zrobiłam dziwną minę, ale cóż.
- Daleko to? - Zapytałam Ricka
- Nie. Będziemy tam za Góra 8 minut.
Gdy dojechaliśmy na miejsce ogarnąło mnie dziwne uczucie mieszkanie wyglądało na jeszcze większe.
  Znów poszłam i zadzwoniłam, otworzyła mi jakąś mała dziewczynka w czarnych włosach.
- Tato jakaś pani - zawołało dziecko a ja nerwowo przełknełam śline i mrugałam powiekami.
- Zoy mówiłem tyle raz żebyś nieotwierała drzwi - odparł chłopak o ciemnych włosach był ciut starszy odemnie ale nie na tyle żeby być moim ojcem.
- Dzień dobry właściwie to Szukam Boba Stayla - powiedziałam niepewnie.
- Ach Boba...jest w pracy - odparł.
- To ja przyjdę później
- Nie wejdź. Zapraszam.
Chłopak niedość że był miły to w dodatku przystojny.
Ake chata pomyślałam.
- A co chcesz od Boba? - Zapytał
- Ach nic takiego jedną taką głupote
- Zaraz powinien być - ledwo to powiedział i wszedł wysoki dobrze zbudowany brunet.
- Dzień dobry Kali i tobie młoda damo - powiedział, i mi się przyglądał, on ma takie same oczy jak ja i Lili.
- Pani..ty...ona właściwie to się nieprzedstawiłaś - Zauważył Kali.
- Lissa Walker - powiedziałam a Bob zrobił się blady.
- Kali idź na górę - rozkazał. Gdy Kali zniknął nam  z zasięgu wzroku Bob zaczął rozmowę
- Lissa tak? Dobrze wiem czyją jesteś córką
- Potrzebuje...Pana pomocy
- Mojej. To ja potrzebuje twojej znikni z mojego życia. Jak myślałaś że się pojawisz a ja cię wezmę w ramiona to się mylisz i to głęboko
Sądziłam że..tak sądziłam tak jak on to powiedział, byłam głupia.
- Niezniszczysz mi życia dla mnie Lissa i Lili Walker nieżyją - odparł
A ja wybiegłam z płaczem. Leo stał przed autem i palił papierosa, niezauważalnie wleciałam na niego i mocno go przytuliłam a on zrobił to samo.
- Co się stało. Niepłacz. Zrobił ci coś - powiedział napinająca mięśnie zauważyłam że Leo niepanuje nad emocjami.
- Dla niego lepiej jakbyśmy nigdy się nieurodziły - odparłam Przełykając śline, czułam się bezpieczna...bezpieczna i szczęśliwa że mnie nie odtrąca.
- Zaczekaj tu - powiedział, rzucając papierosa na trawę.
- Leo. Proszę nie - powiedziałam łapiąc go za rękę, a on tylko przekręcił głową Bob wyszedł i krzyknął.
- Jeszcze tu jesteś
Leo wsciekł się się bardzo i podszedł do niego, podniósł rękę i chciał go uderzyć a ja szybko podbiegłam i go złapałam.
- Dobra dobra chłopaczku nieunoś się tak - powiedział Bob - wejdzcie do środka
Otworzył drzwi i znów weszłam do tego mieszkania.
- Trochę przesadziłem Liss - powiedział Bob a Leo wyjął papierosa i zapalił.
- Nic się niestało - odparłam. Mam nadzieję że już niewidać że płakałam.
- Musisz mnie zrozumieć ja mam rodzinę...romans z twoją mamą niebył dlamnie przelotny, kochałem ją - odparł biorąc głowę w dół.
- To dlaczego nas zostawiłeś?
- Ja, ja?!! To Helen uciekała z wami
- A dlaczego nagle stałeś się taki miły?
- Bo Jesteś dzieckime Helen a ja ją kocham wciąż. To co zostaniesz na noc?
- Na noc? - Powtórzyłam a Leo odparł za mnie tak. Po godzinie wszyscy Siedzieliśmy przy stole i jedliśmy obiad łącznie z Kali był studentem który odbywał u Boba takie niby praktyki kucharskie.
- Wiem! - Wypaliłam nagle - mam plan.
                                  ***
Jaki jest kolejny pomysł Lissy, i dlaczego Bob jest nagle taki miły? dowiecie się ju niedługo

Kontynuacja,, Dalsze losy "

Hej kochani skończyła się tamta seria i zaczyna się nowa. To są dalsze losy naszej bohaterki Lissy.
                      ,, Rok później "
   Siedzieliśmy wszyscy wspólnie jak co wieczór przy kolacji.
Ta rutyna...
Byłam królową tego królestwa ale zaczynałam tęsknić za życiem jakim prowadziłam zanim dostałam moc.
- Co ci jest? - Zapytał szeptem Will który oderwał mnie od myśli.
-Nic mi nie jest... - Zaprotestowałam
- Jak nic przecież widzę - odparł
- O czym tak szepczecie - Zapytała Lili trzymając małego Kryspiana na rękach.
- Lisse znów coś gryzie - odparł zbulwersowany Will.
- Nie byle co..zobaczcie co się z nami stało..kiedyś byliśmy fajną paczką, nowe akcje i misję a teraz co, siedzimy tu sobie i żadnych zmartwień - odparłam.
- Och Liss, tu nam dobrze..niemusimy się o nikogo martwić wszyscy żyją - odparła moja siostra.
- Jesteście nudni! - Odparłam, niechce tak żyć..takim życie gdzie wszystko jest poukładane, zero spontanu.
Wstałam i poszłam do swojego pokoju miałam straszną ochotę zrobić coś szalonego.
Przebrałam się jak kiedyś w jakieś szorty i bluzkę.
Szybko wyszłam z pokoju i szłam w stronę stajni, pojadę się do lasu.
                                   *
- Ryss, już spokojnie dobry konik - uspakajałam konia głaszcząc go za uszami. Ryss niebył zwykłym koniem ale o tym później.
Wsiadłam na konia i wpadł mi kolejny genialny pomysł, pojadę do miasta niebyłam tam od moich 18-stych urodzin.
Pojechałam na granice miasta a naszego świata.
- Ryss poczekaj tu na mnie - powiedziałam, trudno to wyjaśnić ale Ryss mnie rozumie i ja go w sumje też.
Odrazu gdy Przeszłam przez granicę chciałam się znaleźć w moim rodzinnym domu ale pomyślałam że to zły pomysł.
Wiem! Pójdę do mojej najlepszej koleżanki z dzieciństwa...też nie.
Pomysłam o domku do którego to Will mnie przyprowadził żeby już nie używając słowa Porwanie bo to źle na niego działa, a propo Willa to już nie to co kiedyś, omija mnie odkąd mieszka że mną w zamku, a prawdę mówiąc prawie że sobą nierozmawiamy... Traktowałam go jak przyjaciela i tyle, ale za to miłość Li i Dava kwitnie.
Zjawiłam się w tym pokoju a ku mojemu zdziwniu była tam jakaś dziewczyna chyba w moim wieku i kilku chłopków a wśród nich Ed niewidziałam go od dnia walki niemal że.
- Ed - krzyknęłam i rzuciłam mu się na szyję.
- Liss a ty co tu robisz, pozwól że cię przedstawię - powiedział a ja wpadłam na pomysł.
- To jest Lissa..- i tu mu przerwałam.
- Tylko Lissa - powiedziałam szybko a Ed zrobił dziwną minę.
- A co tu się wogóle dzieje? - Zapytałam.
- To tak to jest Zori - wskazał na dziewczynę o krótkich czarnych włosach.
- Farbowane? - Zapytałam.
- Tak - odparła, potrafiłam je poznać.
- Liss musimy pogadać - powiedział ciągnąć mnie lekko za ramię prowadząc do toalety.
- Co ty wyprawiasz! - Zapytał
- No..Ale co przecież sobie tylko przyszłam - powiedziałam bo już niewiedziłam o co chodzi.
- Zwariowałaś,teraz!
- A kiedy niby?
- Przecież dla dobrze wiesz co się dzieje!
- Możesz jaśniej, wybacz ale urodziłam się blondynką - powiedziałam żartując sobie.
- Ty udajesz głupią czy jak?
- Niedenerwuj mnie!!!
- Liss. Dobrze wiesz że królestwo jest w niebezpieczeństwie - odparła poważnie, a mi miną zrzedła
- Jak to?
- Will ci niepowiedził? - Zapytał zmieszany
- Nie
Usiadł na podłodze wyraźnie zdenerwowany.
- Królestwo, w ogóle całe miasteczko jest w niebezpieczeństwie. Will dostawał co miesiąc informacje czy jest lepiej niestety z miesiąca na miesiąc jest coraz gorzej. Powstały małe grupy które walczą ze złą stroną ja jestem w jednej z takich. - Opowiedział w skrócie.
Zamknełam drzwi i Przekręciłam je na klucz a Ed się spojrzał na mnie.
- Ed nikt niemoże wiedzieć że ja wiesz...- Powiedziałam
- Wracaj lepiej do królestwa
- Nie. Zwariowałeś, ci ludzie kiedyś poświecili się dla mnie czas żebym im pomogła - powiedziałam zadowolona cóż zabrzmi to chamsko ale trochę w głębi duszy się cieszyłam, wiedziałam że wygramy a ja..mogłam wreszcie od żyć.
- Teraz jestem jedną z was. Jestem Strażniczką - odparłam.
- Liss połowa z nich cie zna.
- Wcale tak niemusi być - powiedziałam podniosłam palec i obkręciłam nim wokół własnej głowy moje włosy niebyły blond tylko brązowe podchodził pod czerń.
Uniosła brwi dwa razy do góry a Ed się uśmiechnął.
- Lepiej? - Zapytał.
- Szczerze? Wyglądasz lepiej niż w blond
- Wiem hehe - powiedziałam
(...) poszliśmy do pokoju, a ja poznałam dużo osób.
- Idziemy do lasu - powiedział Ed.
- Po co - Zapytałam.
- Bo oni są w lesie, trzeba ich pokonać..mniej będzie na potem.
                                 *
Pojawiliśmy się w lesie a walka już trwała
- O kurcze... Kto jest nasz a kto wróg! - Zapytałam.
- Wróg będzie cię atakował, masz! - Powiedział rzucając mi mieć, a ja próbowałam rzucić jakieś zaklęcie.
- Ed! Moja moc niedziała! - krzyczałam zmartwiona.
- Liss to las zaklętych żadna moc niedziała, a poza tym to najszybszy skrót do królestwa. - Powiedział Will.
O boże powiedziałam sobie pod nosem.
- Wolę łuk - powiedziałam.
Ed poszedł się bić a ja stałam bez ruchu.
- Ej ty odwróc się, niebedę atakować wroga w plecy - powiedział głos chłopaka. Jakby tylko chciał mógłby mnie zabić dawno temu
Wzięłam wysoko miecz i zaczełam się z nim być.
Ranił mnie w rękę, a ja go w nogę jak się schylił to go kopłam.
Było trochę ciemno ale widziałam co robię.
Ktoś mnie wziął pod szyją sznurkiem zaczął podduszać.
- Leo oszalałeś ona jest dobra - powiedziała jakąś dziewczyną a ja się dusiłam czuje w oczach wodę a właściwie to był mój pot i łzy obraz coraz bardziej był niewyraźny.
Poczułam że on mnie puścił a ja upadłam na ziemię, straciłam przytomność.
                                 *
Obudziłam się w łóżku a słońce świeciło w ogóle za oknem była bardzo ładna pogoda, ale obraz miałam wciąż niewyraźny.
- Jest tu kto - Zapytałam.
- Idź spać - nakazał głos dziewczyny
Posłuchałam i zasnełam.
                                  *
Obudziłam się a słońce jeszcze świeciło już wszystko dobrze widziałam.
Wstałam z łóżka i rozejrzałam się wokół ale było tu tylko łóżko i szafka.
Otworzyłam drzwi i wyszłam na jakiś korytarz
- Przepraszam gdzie ja jestem? - Zapytałam, kobietę która przeszła koło mnie.
- W szpitalu - odparła a mnie zamurowało jak oni mnie mogli tu tak zostawić.
- Aha. Dziękuję - powiedziałam, na szczęście byłam w swoich rzeczach a gdybym niebyła to i tak bym sobie poszła.
Pomyślałam że chce do królestwa..Ale moja moc wciąż niedziała, zaczęłam panikować.
Zaczęłam biec przez ten korytarz szukając wyjścia, strasznie mnie bolała ręką miałam na niej bandaż i na głowie też.
- Jest - powiedziałam zadowolona z siebie znalazłam wyjście.
- Hej ty - powiedział jakiś chłopak z tyłu.
- Ja?
- Tak ty. Stój - powiedział, jeszcze czego
Ruszyłam szybko przed siebie i biegłam tak szybko jak tylko mogłam.
Ten chłopak mnue dogonił i zaciągnął za rękę tak mocni że się przewróciła na twardą podłogę.
- Palant - powiedziałam, i kopnełam go z całej siły w nogę a on się przewrócił a ja szybko wstałam.
- Zabije cię ty..- powiedział zwiając się z bólu.
Gdy od niego odbiegałam poczułam zapach mocnych perfum, gdzieś je już czułam.
Ruszyłam szybko przed siebie.
Zwolniłam tempo gdy już poczułam że jestem dosyć daleko ale wciąż nieprzestawałam biec.
Nagle ktoś mi naskoczył na plecy a ja upadłam na twardą ziemię.
To znów on, zobaczyłam jego rękę przy mojej twarzy więc go ugryzłam z całej siły, pi chwili poczułam smak krwi w ustach więc go puściłam.
- Ty idiotko - odezwał się. Ach już znam ten głos! To ten chłopak z którym się wczoraj biłam.
Wbił mi łokieć w rzebra, a po chwili złapał mnie za nadgarstki.
Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy poczułam coś czego mi tak strasznie brakowało.
Ale trzeba uciekać próbowałam go kopać ale niedało rady bo sobie na mnie Usiadł
- Wygodna ławka - powiedział z łobuzerskim uśmiechem.
- Żebyś przypadkiem niespadł - odparłam ledwo łapiąc oddech.
- Przestań się szamotać bo się udusisz - odparł śmiejąc się że mnie.
Mocnym ruchem przekreciłam się na bok a on zlecił że mnie więc szybko wstałam, ale niestety on też.
- Daj mi spokój bo źle to się skończy - powiedziałam biorąc Patyka który leżał koło mnie.
Złamał go a ja zrobiłam głupią minę.
- Poddajesz się? - Zapytał.
- Chyba śnisz! - Odparłam.
- Czy wy musicie się ciągle bić!? - Zapytał Ed którego nie zauważyłam.
- To ty go znasz - Zapytałam, równo z nim.
Ed zmarszczył brwi.
- Tak, znamy się. Jesteśmy po tej samej stronie! - Odparł a mi się zrobiło głupio że tak no go raniłam.
- A teraz proszę podać sobie rączki i przeprosić się ładnie - powiedział Ed.
Ten chłopak pierwszy wyciągnął rękę, a ja zrobiłam to samo.
- Ed mamy teraz gorszy problem niemam mocy - odparłam zmartwiona.
- Ja też. I reszta nas. Wczoraj się coś stało nieumiem tego wyjaśnić. Poprostu wszyscy stracili moc i jesteśmy w mieście Liss w mieście. - Odparł.
- Musi być jakieś wyjście, napewno jest - odparłam zmartwiona.
- Jedyną naszą nadzieją była księżniczka Lissa - powiedział ten chłopak, dopiero dostrzegłam jaki jest przystojny, ale nie czas na to.
Zorientowałam się że mówią o mnie.
- Leo skocz po coś do picia my tu poczekamy. - Powiedział Ed
- Ed o co chodzi, dlaczego on mówi o mnie w przeszłości - Zapytałam.
- Liss..Will oznajmił że nieżyjesz, Lili na szczęście o ty nie wie bo wyjechała. - Powiedział
- Ale jak to dlaczego - powiedziałam i czułam że robi mi się strasznie gorąco.
- Zapomni narazie o tym.  Póki co jesteś poprostu Lissa. Będzie bezpieczniej jak każdy wie ze nieżyjesz. - Powiedział.
- Muszę Ci coś powiedzieć - powiedziałam a on spojrzał na mnie śmiesznym wzrokiem.
- Cieszę się że jestem tu, niemam mocy i mi narazje tak jest dobrze. Poza tym nieczuje się że jestem gotowy by rządzić. Poprostu się cieszę że jestem zwykłą dziewczyną - powiedziałam.
A Ed mnie przytulił.
- Ale co teraz? - Zapytałam.
- Jest jedno wyjście... Musimy znaleźć twoją prawdziwą mamę - powiedział.
- Okey ale trzeba więcej osób a poza tym gdzie mamy najpierw szukać - powiedziałam.
- Twój tata był pozamagicznym prawda? - Zapytał podnosząc jedną brew do góry, wiem co miał na myśli.
- Idziemy - kiwając głową w dół.
                              ***
Narazie tyle 😘

poniedziałek, 13 czerwca 2016

6 cz komentujcie czytajcie

Hej kochani już 6 cz czy w końcu Li Wyżna sekret skrywany przed siostrą, czy zdołają odbić królestwo?. Komentujcie i czytajcie.
(...) wylądowaliśmy w jakiejś piwnicy.
- Za tymi drzwiami czekają na nas, a właściwie na swoją nową królową która doprowadzi ich do zwycięstwa - powiedział Will
Każdy był zdenerwowany, a ja cóż bałam się niezmiernie, oni mają przewagę jakby ktoś to usłyszał że nowa królowa niepotrafi czarować to by pęk że śmiechu.
Will spojrzał na mnie a ja kiwnełam głową w dół żeby otworzył drzwi w tej chwili nawet Ed był poważny.
Za tymi drzwiami było dużo..pełno ludzi.
- Królowa Wasylissa nadchodzi - powiedział jakiś koleś tak głośno że myślałam że bębeki mi popękają.
Tyle ludzi..mężczyźn kobiet i nawet dzieci chcą walczyć z królową.
Jakaś starsz schorowana kobieta podeszła do mnie i powiedziała
- Do tej pory się baliśmy wyruszczyć sami na nią ale wiemy że ty masz siłę której nam potrzeba - powiedziała a inni zaczęli bić brawo.
  Poczułam się wielką siłę.
- Wiesz tak jak przystało wypadało by żebym no jechała na białym koniu na czele - powiedziałam niepewnie a niektórzy zrobili kwaśną minę.
- No co na filmach tak widziałam - obroniłam się.
Jeden facet zmienił się w pięknego białego rumaka.
- Chciałaś masz, jeszcze jeden proszę - powiedział Will który najwyraźniej chciał konia też, był tu szanowany dużo osób się go bało
- Willkson! Co ty tu robisz, królowa wywaliła cie z królestwa - powiedział jeden żebrak śmiejąc się
- Skończ - powiedział i ruszył.
- Czemu cie królowa wywaliła? - Zapytałam nikt inny niesłyszał naszej rozmowy więc mogłam spokojnie mówić.
- To nie czas na to - odparła miałam mu odpowiedzieć ale mnie zatkało zobaczyłam zamek Paul się niemylił widać go z daleka...
Piękny, duży, błyszczący cudo.
Byliśmy coraz bliżej nagle jakaś strzała w ramię ugodziła chłopca który szedł obok.
- Lu - krzyknęła dziewczynka która szła koło niego. Ludzie odciągali piegowatą rudą dziewczynkę.
- Tyle ludzi umiera ty wstrętna krowo - krzyczała dziewczynka.
- Do ciebie mówię ty idiotko wiem że słyszysz, niewybacze ci..niewybacze ci za śmierć moje brata - krzyczała dziewczyny na całe szczęście nie do mnie tylko do tej Alex tej Królowej.
Jakaś pani wzięła ją za rękę i szły razem a mi robiło się coraz bardziej smutno. Skoro poleciała strzała to wiedzą że idziemy.
- Uwaga - powiedział Paul rzucając Dava na podłogę o mało niedostał ognistą kulą.
Zeszłam z konia wściekłam się strasznie podleciałam do góry jakimś cudem na moich plecach spoczywały fioletowe skrzydła.
Jesteśmy praktycznie pod bramami królestwa.
Ku naszemu zdziwieniu bramy się otworzyły ale tak jak przeczuwałam byli na nas przygotowani.
Moja złość podniosła się jeszcze bardziej gdy zobaczyłam moje ojczyma, a nagle doszła do niego moja mama.
- Mama! - Powiedziałam podbiegając trochę a ona się w niego wtuliła.
  Miałam ochotę płakać.
- No no jakie zgromadzenie - powiedziała dziewczyna która tak samo jak ja miała skrzydła tylko że zielone i wylądowała na ziemi koło mojej "rodziny".
- Witaj Lisso. Och co za odwaga proszę proszę. Jesteś niedokształcona i niewyszkolona a już się rzucasz, przychodzisz do mnie bez szans - mówiła a ja uświadomiłam sobie powoli że ma rację.
- Liss niesłuchaj jej ona ma moc wpływu może Ci wmówić coś niewierze w to - krzyknął Paul.
- Paul Will moi ulubieńcy..wiecie co  dziwię się wam że macie celność się tu pojawiać doprawdy zadziwiające - powiedziała spokojnie.
To królowa uświadomiłam sobie wszyscy się jej bali. Niepowiem wyobrażałam sobie ją ale raczej jako starszą osobę a tym czasem ona jest młoda i ładna.
- Lisso niebądź głupia mamy podobną moc niepowiesz mi przecież że niezależy ci na władzy, spójrz co byliśmy razem mogły stworzyć - mówiła przyfruwając koło mnie.
Moje skrzydła zmieniły kolor na wpół fioletowe a wpół niebieskie.
- Przyłącz się do mnie - mówiła sycącym głosem.
Podniosła rękę już myślałam a właściwie się przestraszyłam że już się zaczęło ale na szczęście jeszcze nie teraz jeszcze nie czas. Podniosła rękę i położyła ją na poliku Will przejeżdżając po niej lekko przy czym uśmiechneła  się jak żmija miałam ochotę ją rozszarpać.
Spojrzałam się na nią oczami zrobiłam jakby dwa kółeczka oczami a ona się obkręciła w powietrzu jak papier toaletowy i upadła na ziemię.
- Ty..już nieżyjesz - krzykneła.
Wszyscy ruszyli z tym co mieli w prosto na swoich przeciwników.
- A więc jednak niechcesz żebym znikł? - Zapytała uderzając w twarz jakiegoś gościa.
- Zwariowałeś - powiedziałam i podleciałam do góry.
- Biorę królową - powiedziałam ale niewiedziałam jej nigdzie w pobliżu, musiała zwiać do środka.
Na drodze stawało mi kilku gości ale szybko ich pokonałam.
Zleciłam już na ziemię.
  Weszłam do zamku stała tam jakaś kobieta.
- Jesteś od Alex czy jesteś z nami - Zapytałam, zauważyłam że moje pytania są coraz to głupsze.
Podniosła głowę do góry a jej twarz mnie przeraziła aż mnie dreszcz przeszedł.
Ona niemiała oczu miała jakby wydłubane a jej twarz była pokryta siniakami i krwiakami.
W jej rękach pojawił się łuk i szybko puściła strzałe w moją stronę, musi mieć niezły słuch.
Podniosłam rękę a jej strzała się jakby to roztopiła.
Ale zanim zdążyłam się nacieszyć moim małym zwycięstwem ona kierowała już kolejną  broń w moją stronę.
Rzuciłam w nią lodową kulą ale ona się odsuneła i w nią nietrafiła.
Rzuciła we mnie wielką kule z kamieni, podleciałam do góry a tą kule skierowałam w jej stronę całe szczęście że w nią trafiło.
Zobaczyłam że Aleksa leci na samą górę więc zrobiłam to samo.
Po chwili stałyśmy naprzeciwko siebie na stromym chodniku.
- Spójrz po co chcesz ze mną walczyć, zobaczy ile ginie twoich przyjaciół.
Spojrzałam głową w dół bezmyślnie znów użyła magi wpływu.
Zleciłam na dół moje skrzydła były nieruchome użyła zaklęcia.
Leciłam jak piórko, uznałam że rozegrałam to najgorzej, gorzej się chyba niedało.
Spojrzałam jeszcze na Tytania która szybko zareagowała.
Nagle przy ziemi się zatrzymałam i lekko opadłam na ziemię.
- Boże dzięki Tytania - powiedziałam szybko i wstałam.
Podleciałam znów na górę to już nie zabawa walka to walka.
- Och jeszcze ci się nieznudziło - odparła nudnie.
- Opuść królestwo, daj jej mieszkańcą spokój! - Powiedziałam.
Znów stałyśmy naprzeciwko siebie z gniewem w oczach.
- Dobra musze cie zabić bo mi spokoju niedasz - powiedziała lekko podlatując w powietrze.
- Dlaczego niemożesz odejść?! - Zapytałam.
- To moje królestwo - odparła.
Zobaczyłam Tytanie która również podleciała do nas a konkretnie obok Alex.
- Przepraszam..tak mi głupio...- Wyjąkałam Tytania że smutkiem w oczach, jej oczy przybrały koloru szarego.
- Dlac...dlaczego Tytania byłaś z nami przecież - powiedziałam. Niemam już szans Tytania jako jedyna miała podobną moc...
Zamknełam oczy żeby pomyśleć.
                                  *
Gdy je otworzyłam miałam już plan co zrobić. Alexa rzuciła we mnie łańcuchami.
- A teraz twoi poddani zobaczą co się stanie z ich " królową " - powiedziała z uśmiechem na twarzy.
Tytania uwolniła mnie z łańcuchów, a Alex się wsciekła jej oczy przybrały koloru czerwonego, ciekawe czy mi się też zmieniają?
- Ty zdrajczynio! - krzykła.
A ja wykorzystałam chwilę i rzuciłam w nią kulą lodową a przed oczami zobaczyłam tego chłopca Li i jego siostrę.
Dostała w ramię gdyby dostała w serce bądź w głowę to by zamarzła.
Podniosła palec i poraziła Tytanie prądem, jej krzyk było słychać na dole po chwili Tytania upadła naziemie z otwartymi oczami.
Popłyneła mi łza bo wiedziałam że..umiera.
Poczułam w sobie wielką moc, rozbłysło światło a ja poczułam w sobie wielką moc.
Alex upadła na ziemię.
- Nie to niemożliwe - powiedziała kręcąc głową.
- Co teraz zrobisz - powiedziałam rzucając na jej ręce łańcuch.
- Opuścić królestwo? - Powiedziałam ostro.
A ona przymrużyła oczy i ku mojemu zdziwniu odparła tak.
- Lissa nie ona coś knuje, zabij ją - krzyczał Paul poturbowany a ja spojrzałam w dół i pomyślałam że muszę to zrobić. Odebrałam jej całą moc będzie musiała żyć bez mocy.
                                 *
(...) Wzięłam Tytanie na ręce i zleciałam na dół a jej leciały łzy.
- Odzyskałaś..królestwo..- wyjąkała.
A ja się popłakałam, zamknęła oczy.
Will był strasznie poturbowany jak sporo osób z tąd.
                                *
                 ,, Miesiąc później "
Wszystko się unormowało, królestwo znów odżyło.
Li wyznała swój sekret późnym wieczorem, siedzieliśmy na balkonie pałacu.
- Powiesz w końcu o co chodzi?
- Liss..Ja i Dav jesteśmy razem od dawna... I właśnie mamy..będziemy rodzicami - powiedziała szczęśliwie.
- Och gratuluję - powiedziałam.
Moje życie zmieniło się o 180 stopni, poznałam siostrę, znalazłam miłość rodzinę.
Prócz Tytani nikt nieumarł taki kogo znałam.
                               ***
Koniec.
Następne opowiadania już niedługo.

środa, 8 czerwca 2016

Cz 5

Hej kochani cz 5.
(...) siedziałyśmy tak same patrząc sobie w oczy.
- Lili - Paul przerwał naszą ciszę. Ucieszyłam się bo nielubie takich poważnych rozmów, a szczególnie że niemiałam na to ochoty bo byłam zła na Willa cieszę się że zostało jeszcze parę godzin i koniec niebedę musiała więcej Willa oglądać moja miłość przeszła na gniew i nienawiść.
                                 *
23 jeszcze godzinę, aż dziwne że nikt nas nieatakował.
- Liss nie złość się na mnie - powiedział Will
- Jasne, coś jeszcze! - Zapytałam arogancko.
- Niedługo dostaniesz moc i więcej mnie niezobaczysz niemartw się - powiedział smutnie, chyba serio było mu przykro ale cóż.
- Jeszcze coś - Zapytałam przekrencając oczami, dałam mu do zrozumienia że niemam ochoty z nim gadać.
- Nie...to wszystko - odparł zamykając drzwi.
Wyszłam 5 minut po nim do salonu.
- Paul mogę z tobą pogadać? - Zapytałam, pokazując Paulowi że ma przyjść do mojego pokoju.
  Wszedł a ja już siedziałam na łóżku.
- Paul, wiesz co ty...to jesteś...fajnie dziś wyglądasz - powiedziałam a właściwie to zmieniałam zdanie co chwile co ja robię.
Paul zrobił kwaśną minę a ja się poddałam.
- Nie niemoge - powiedziałam uwalajać się na łóżko.
- Och Liss tym sposobem niezrobisz na złość Willowi - odparł siadając koło mnie.
- Ależ wcale niechce..Och Paul co ja mam robić?. Każdy mnie zostawia Lili idzie do siebie, Will powiedział że też odejdzie - powiedziałam że smutną miną, przecież tak naprawdę to ja wszystkich odtrącam.
- Nie Liss patrz ja zostanę, Lili też będzie cię odwiedzać. - Powiedział i mnie lekko szturchał.
- A Will?
- Will..odejdzie
- Mówisz to tak że spokojem! - Odparła.
- Tak, bo zostanie w królestwie będziesz go widywać - odparł.
- Opowiedz jak tam jest.
- W królestwie?. Bardzo fajnie dużo sklepów dużo wróżek, syren, czarodzieji, i innych magicznych rzeczy. A twój pałac piękny, błyszczący widać go z początku królestwa do końca - Opowiadał z iskrami w oczach.
Nagle drzwi się otworzyły i wszedł Will.
- O przepraszam - powiedział i zamknął drzwi. Fakt wyglądało to dziwne bo leżeliśmy obok ale trochę przesadził.
- Myślisz że zostawi mnie samą? - Wiedziałam że już o to pytałam ale...
- Nie..pójdę mu to wiesz wytłumaczyć - powiedział wstając i wymachując rękami robią wirek taki.
- Jasne - mruknełam.
- Liss choć tu - jeszcze Paul niewyszedł a Lili mnie zawołała.
- Co jest - Zapytałam wchodząc do salonu.
- Uciekamy znów tu są mamy 20 minut do twoich urodziny. - Powiedziała spanikowana Lili.
- Gdzie by tu iść, gdzie niema nikogo - mruczał Will pod nosem
- Ja mam pomysł, choćmy do mnie, moja mama powinna być w pracy ten idiota niepomyśli że tam będziemy - powiedziałam.
Will kiwnął głową i wszyscy się zlapaliśmy za ręce.
- Ale chata - usłyszałam.
- Co się stało czemu ja jestem na podłodze.
- Bo niechcący podłożyłem ci nogę - zaśmiał się Paul.
Will podszedł i podał mi rękę więc ją chwyciłam i wstałam.
- Dzięki - Uśmiechnęłam się słodko.
Przeszłam koło niego i zamierzałam iść się przebrać.
- Liss..ja wiesz niemówiłem poważnie..byłem zły i wiesz - mówił a ja mu przerwałam.
- Och było minęło. Wystarczy przeprosić - odparłam. Wcześniej się jeszcze kuciliśmy nazwałam go dupkiem bez uczuć a on mnie paryszywą zmiją.
- Tak...to ten no..wiesz...Liss dobrze wiesz że niepotrafie tego robić - złapał głęboki wdech i znów zaczął - przepraszam, przepraszam za to ze tak cię nazwałem i za to ze powiedziałem że niechce cie znać i za to wszystko - powiedział z ulgą.
- No widzisz odrazu lepiej to ja pójdę się przebrać - Chciałam szybko zwiać bo ja też nieumiem przepraszać.
- E E - powiedział
- Tak to przepraszam
- Pfff
Uśmiechnął się a ja wskazałam kciukiem że idę do pokoju.
                               *
Mój pokój tęskniłam za nim dobrze ze mamy niema.
Za 10 minut moje urodziny więc się przebiore.
Normalnie bym założyła sukienkę ale napewno tak fajnie to niebędzie więc założę dżinsy.
Wzięłam rzeczy i pomyślałam że szybko wezmę prysznic.
Drzwi do łazienki były lekko uchylone
- Miałaś jej powiedzieć - powiedział ostro Paul.
- Wiem ale...zabrakło mi odwagi - odparła smutnie Lili.
- Och Lili, gdzie jest Dav mieliście pogadać - Zapytał Paul przytulając Lili.
- Paul ja już niedam rady, co to za życie ciągle ukrywając się to nie fair - mówiła rozpłakana Li.
- Lili Lissa obejmie władze i będziesz żyła spokojnie - powiedział.
O co chodzi co oni ukrywają.
Weszłam bez puknia.
- Sorry chciała się umyć - powiedziała niepatrząc na Lili żeby niezadawać zbędnych pytań poczekam aż sama mi powie, ostatnie dni naprawdę dużo mnie nauczyły.
Wyszli a ja szybko wzięłam prysznic.
Była 23.56.
  Po chwili byłam już na dole gdzie czekali na mnie wszyscy dosłownie wszyscy Ed, Dav, Suzanne, Will, Paul i Lili oni byli mi najbliższi.
Wzięłam głęboki oddech i w tej ciszy odezwałam się jako pierwsza.
- Jeśli..coś pójdzie nie tak...to przepraszam.
Jeszcze minuta.
Ta minuta ciągła się w nieskończoność.
12 Jaskółka zabrzmiała, nielubiłam tego ptaka co robi kuku i kuku to takie denerwujące.
Powiał mały wiatr a ja poczułam w sobie wielką siłę, poczułam że mogę dotknąć nawet sufitu więc podleciałam do góry i dotknełam.
Czułam się tak niesamowicie.
- Lili czuje ze mogę wszystko - powiedziałam oszołomiona
                                *
- Ustalmy plan działania - powiedział Will.
Była 12.30 chwilę..no może dłuższą chwilę bawiłam się swoją mocą, mogę wszystko.
- Mam pomysł położymy się spać.- odparłam ziewając.
- Znikamy z tąd - odparła Will.
Tak jak zawsze zlapaliśmy się za ręce i wylądowaliśmy w jakimś domu.
- Tu jest bezpieczne, moja rodzina mi to przepisała - Opowiadał Paul a ja kontem oka patrzyłam na Lili i Dava patrzyli na siebie.
Chwilę pogadaliśmy i poszłam spać.
                                   *
Wstałam o 8.30 było cicho więc Wzięłam rzeczy które zapakowałam w domu i poszłam do łazienki, przypomniała mi się akcja z wczoraj.
Wzięłam prysznic i o 9 byłam już gotowa zeszłam na dół Ed już niespał.
- Hej - zagadał
- Dzień dobry miło cię widzieć - odparłam zadowolona.
- Szczęśliwa że swojej mocy - Zapytał.
- Tak nawet bardzo - do głowy wpadł mi pewien pomysł.
- Ed od jak dawna znasz Dava? - Zapytałam.
- Ooo od bardzo dawna
- A okey - Tu musiałam przerwać swój plan bo do pokoju wszedł Will i cała reszta z tortem.
Śpiewali mi sto lat oczywiście Lili też.
Każdy po koleji podchodził do nas i składał nam życzenia.
- Liss chciałem..- zaczął Will.
- Nic niemów - odparłam przytulając go, niewiedziałam co robiłam czułam się taka pewna siebie czułam że mogę wszystko.
  Rozmawialiśmy chwilę i poszliśmy jeść tort.
- Dziś wkroczymy do królestwa..mojego królestwa - powiedziałam dumnie a oni mi przytakneli.
- Po godzinie Suzanne i Dav musieli pójść i przygotować naszych wojowników.
Przechodziłam koło pokoju Lili i znów..nieżebym podsłuchiwała ja tylko przechodziłam.
- Ostatnia walka Li i wszystko się skończy - powiedział Dav
- Ostatnia najgorsza...niebezpieczna - odparła
- Damy radę twoja siostra nami dowodzi wie co robi
- Dav tak się boję że coś Ci się stanie
- Martw się o siebie. Ja dam sobie radę - powiedział a ja musiałam się inaczej ustawić bo było mi niewygodnie i skrzypneło, oboje zerkneli na szczelinę od drzwi a ja powoli odeszłam.
Coś tu niegra to że są razem to przecież nie problem powiedzieć.
Zeszłam na dół a po chwili Dav I Lissa zeszli.
- Zrobimy to dziś - powiedział Will
- Jest pewien problem...niezabardzo wiem co i jak - powiedziałam zdegustowana.
- Fakt..kto o tak silnej mocy może ją pouczyć.. To że masz mocną moc nic nieda jak nieumiesz nią dysponować - skarcił mnie Will.
- Wim kto! - Odparł Dav - Will pamiętasz Tytanie?
- Coś tam kojarzę
- Ona ma podobną moc...tyle że mnie nienawidzi - powiedział Smutnie Dav
- Spróbować niezaszkodzi.
Zniknęli po czym po chwili się pojawili trzymając Tytanie za rękę.
Tytania była osobą raczej przy kości tak to ujme, ale była ładna.
- Ty idioto zabije cię - wykrzykneła że złością w oczach. Wyczarowała magiczną kule lodową.
- Tytania Uspokój się... - Uspakajał ją Dav.
Po chwili pojawiła się Suzanne i Ed.
- O Tytania - powiedział spokojnie Ed. Niewiem czemu dopiero teraz zauważyłam jaki on przystojny.
Suzanne wzięła Tytanie i poszła do pokoju wyszły po chwili
- Uzgodniłyśmy że na czas wojny Tytania niebędzie próbowała zabić Dava. - Powiedziała dumnie Suzanne.
Widziałam że Tytania patrzy z nienawiścią na Dava.
- Ach To jest Lissa, witaj jestem Tytania - powiedziała do mnie.
- Miło mi.. - Powiedziałam, niewiedziałam czy mam jej mówi na ty czy na pani była trochę..dużo starsza.
- Jak mam cie uczyć to choć. Czym szybciej zaczniemy tym szybciej wrócę do domu - powiedziała, patrząc na Dava a on przekrecił oczami.
Przypatrzyłam się jej oczą zmieniły kolor z bardzo ciemnych na niebieskie jej włosy również były Czarne a teraz są w kolorze kasztanowym bardzo ładne.
Poszliśmy do mojego pokoju i zaczełyśmy naukę.
                                   *
(...) trenowałyśmy strasznie długo, Tytania musiała uczyć mnie od podstaw.
- Mam pytanie - powiedziałam licząc że odpowie mi o co chodzi czy coś w tym stylu ale jej odpowiedź mnie zaskoczyła.
-To było wiele lat temu... - Powiedziała że smutkiem w oczach. - Byliśmy z Davem najlepszymi przyjaciółmi, spędziliśmy dużo czasu...nasi ojcowie się przyjaźnili żartowali że my weźmiemy ślub - w tej chwili poleciała jej łezka - i wszystko było nawet zaplanowane mieliśmy ułożyć wspólnie przyszłość. Uciek w dzień ślubu, było to parę lat temu..Ale wstyd został że mną do tej pory. - Opowiadała, a mi zrobiło się głupio że zadałam to pytanie.
- Przykro mi naprawdę - odparłam
- Niepotrzebnie, mam męża i wspaniałe dzieci - odparła szczęśliwie.
- Ile ty masz lat - Zapytałam.
- Jestem mniej więcej w twoim wieku - odparła
- Mniej więcej?
- Och ogółem to mam coś koło 56 lat
Aż mi szczena opadła.
- Wiem wiem. Zawsze mówię że mam 19. Zostałam ugryziona przez ludzi od Królowej za 46 lat umrę no chyba że ktoś mnie zabije ale teraz jestem szczęśliwa. - Odparła
- Idziemy - powiedział Paul który wbiegł do pokoju bez puknia.
Zeszliśmy na dół.
- Wszystko pójdzie dobrze -powiedział  Will
Złapaliśmy się za ręce.
                                  ***

środa, 1 czerwca 2016

4 Cz

Hej 4 cz.
(...) pokój był pusty były tylko jedne małe drzwi, okropny pokój cały szary.
- Li co teraz - Zapytałam że łzami w oczach, tyle osób się dla mnie poświęca a ja mam poprostu uciekać.
- Uciekamy, od jutra będziesz mogła już sama walczyć - odparła jakby mi czytała w myślach.
  Podeszła do małych drzwi i je mocno pociągneła.
- Tędy to jest wyjść awaryjne - odparła przepuszczając mnie. - Albo nie cofaj się niewiadomo co tam na dole może być.
Tak jak kazała przepuściłam ją, zjechała po czerwonej zjeżdżalni a ja tuż za nią.
- Gdy dojechałam do siostry stałyśmy przed jakąś kabiną.
- Podaj hasło - powiedział damski głos z małego mikrofonu czy jak to tam.
- Hasło? Jakie hasło, Paul nic niemówił - powiedziała oburzona Lili.
- Ta super może jakaś podpowiedź - powiedziałam na głos ale nieoczekiwałam odpowiedzi.
- Podpowiedź brzmi,, członek rodziny " - Znów odezwał się ten głos.
- Liss myśl szybko - pogoniła mnie Lili.
- Członek, boże jaki człowiek rodziny - powiedziałam, a potem mi wpadł pomysł.
- Li jak nazywa się nasz prawdziwa mama? - Zapytałam.
- Ach no tak niewpadłam na to - odparła - Helen.
- Czy hasło brzmi Helen? - Zapytałam małego mikrofonu trzymając kciuki i zaciskając oczy.
- Tak hasło tak brzmi - odparł mikrofon i drzwi się otworzyły.
  Za drzwiami były motory co nam po nich jak nieumiemy prowadzić przynajmniej ja.
- Liss to Akra 2 tysiące nowa..co za sztuka jaki model no no - powiedziała Li, niewiedziałam że zna się na motorach, ja wolę auta kiedyś się scigałam, niemiałam prawka ale umiem dobrze prowadzić.
- Ale Li co teraz ja nieumiem jeździć. A poza tym daje rękę uciąć że wokół jest pełno ludzi z Sakuro - powiedziałam pewnie.
- Ty nierozumiesz to jest najnowszy model w świecie magi, on jest niewidzialny - stwierdziła z radością, widzę że czerpie z tego dużą przyjemność że ja się na tym wogóle nieznam.
- Och daj spokój, uciekajmy i tyle. - Stwierdziłam.
- Dobra, niemarudź - odparła wsiadając  na motor.
- Jadę z tobą inaczej się z tąd nieruszam - stwierdziłam pewnie
Dosiadłam się do niej po czym mocno ją przytuliłam a ona coś tam poklikała i ruszyłyśmy szybko.
Wyjechałyśmy przez garaż, miałam rację dom był oblenżony ale na szczęście nas nikt niezobaczył długo to niepotrwa.
Jechałyśmy tak przez chwilę gdy Li nagle na ulicy się zatrzymała.
- Liss ja tak naprawdę niewiem gdzie jechać, zgubiłam drogę...mapę - wreszcie się przyznała.
- Jedź w las jak najgłębiej. - Stwierdziłam.
   Tak jak jej nakazałam Tak zrobiła.
- Liss - usłyszałam jakiś głos, ktoś mnie wołał, to głos jakiejś dziewczyny
- Zatrzymaj się - nakazałam zasiadając z motora.
Poczułam w kieszeni spodni coś ciężkiego szybko włożyłam rękę i wyjełam scyzoryk ten sam który miałam w ręku zanim się to wszystko zaczęło.
- Kim jesteś i czego chcesz? - Zapytałam starając się nieokazywać że się boję, a boję się cholernie.
- Niebój się - odezwał się ten sam głos
- Nieboje nawet niemyśl - odezwałam się. W tle widziałam jakąś postać która szła w naszą stronę.
- Tam są - usłyszałam głos dwóch facetów, to pewnie z Sakuro.
Lili zeszła z motoru i stanęła tuż koło mnie.
- Koniec zabawy, sprawiłaś nam dużo kłopotów - powiedzieli dochodząc do nas.
- Hej chłopaki - odezwał się ten sam głos dziewczyny która stała za nimi.
Oni się odwrocili a ona im przyłożyła.
- Uciekajcie, sorry za nastraszenie - powiedziała szybko. Niedało się nam zobaczyć jej twarzy gdyż miała kaptur, a Lili niemal że odrazu mnie pociągneła żebym wsiadła na motor.
- Mam pomysł gdzie pojedziemy - odparła po chwili, jakby nic się niewydarzyło a mi to niedawało spokoju.
- Czemu obca nam pomogła - Zapytałam.
- Liss wiem tyle samo co ty - odparła.
Wtuliłam się mocno w siostrę i zaczełyśmy jechać, ulica była pusta więc jechałyśmy bardzo szybko. Po dziesięciu minutach dotarliśmy do miasta.
- Choć - powiedziała Li zatrzymując się przy hotelu 5 gwiazdkowym.
- Dużo ludzi - powiedziałam, bo zrozumiałam o co chodzi.
- Choć pójdziemy się zameldować - odparła spokojnie oglądając się wokół.
Hotel w środku jak i na zewnątrz wyglądał świetnie w końcu nie za nic dali im 5 gwiazdek.
- Dzień dobry poprosimy jeden pokój z dwoma łóżkami - poprosiła Lili a ja patrzyłam jak jakiś dwóch młodych chłopków się nam przygląda, zapatrzyłam się trochę na nich.
- Choć idziemy - powiedziała Li która do mnie podeszła po chwili spojrzała w miejsce gdzie ja się patrzę.
- Oni są od nas, recepcjonistka też - odparła Lili.
Lili ruszyła a ja z nią, doszłyśmy do schodów i dwaj przystojniacy zniknęli mi z oczu.
- Na górę 122 pokój - bąkneła cicho Lili.
Hotel wyglądał super, mega piękny ściany białe, fieranki robione z najlepszych wukien. Li otworzyła drzwi do pokoju i mnie zatkało to najlepszy hotel jaki dotychczas widziałam.
- Duże łóżko...lodówka jestem mega głodna - oznajmiła Li która podbiegła do średniej wielkości lodówki.
Co się dzieje, czemu do tej pory niema żadnych wiadomości od Willa, dziś o północy dostanę moc a wraz z nią władze, jutro poraz pierwszy zobaczę królestwo moje królestwo.
Lili wyjadała z lodówki a ja leżałam na łóżku gdy usłyszałam pukanie.
Spojrzałyśmy na siebie z Li z grobiwą miną, Lili wzięła czerwony scyzoryk z kieszeni i podeszła do drzwi, powoli otwierała stojąc że scyzorykiem.
- Hej dziewczyny niebójcie się - powiedział chłopak który był w holu, niebył sam była tam jeszcze jedna dziewczyna i chłopak.
- Suzanne - powiedziała Lili z ulgą, zwineła nóż spoworotem do kieszeni.
  Ta dziewczyna w okularach i brązowych pofalowanych włosach była widać starsza od nas o jakieś 5 lat minimum.
- Och Li miło cie widzieć, straszne rzeczy dzieją się w krainie, Liss potrzebujemy cie - powiedziała Suzanne.
  Niewiedziałam co powiedzieć zatkało mnie.
- Co z Willem - Zapytałam pomijając ich pytanie.
- O stary, dupek wyrywa najlepsze laski, nie no zazdroszczę - powiedział chłopak który stał koło Suzanne.
- Och Zamkni się - odparła że spokojem Li.
- Niemamy żadnych wiadomości na jego temat przykro mi, ale żadne wiadomość to dobre wiadomości - odparła Suzanne.
Przekręciłam oczami, ci dwaj działają mi na nerwy.
- Ja jestem Ed, a to Dav - powiedział ten drugi. Ed był raczej rodzajem podrywacza i śmieszka, a Dav dobrze zbudowany i raczej poważnie podchodził do misji.
Moje myśli były zajęte myślałam o Willu, jeśli coś się mu stanie niewybacze sobie.
- Niemożecie tak siedzieć w miejscu może pójdziemy na kawę Liss - Zaproponował Ed lekko tanecznym krokiem.
- Och Ed to nie czas na wygłupy - poprawiła go Suzanne.
-Niema co...- zaczął Dav a ja mu przerwałam.
- Położę się.
Poszłam do pokoju się położyć, bałam się. Bałam się o to co będzie jak dostanę moc i o Willa o Paula też ale chłopaki mieli rację Will mi się podoba i niema miejaca na nikogo innego.
                               *
Obudziłam się wieczorem koło 19, a właściwie to obudził mnie hałas.
Wstałam z łóżka i poszłam do salonu wszyscy tam byli dosłownie wszyscy.
- Will!!!...., yyy Paul - krzyczałam i pobiegłam się wtulić do Willa, a potem do Paula.
- Jak dobrze was widzieć...ouu- powiedziałam, byli cali poobijani.
- Nic nam nie jest, za kilka godzin twoje urodziny, lepiej z tąd choćmy - zaproponował Will.
- A to on nadal żyje - powiedziałam rozczarowana.
- Tak, jest trochę jakby to nie w całości - zaśmiał się Paul.
Po 10 minutach każdy był gotowy do wyjścia.
Lili poszła nas wymeldować, a my staliśmy w kółeczku i gadaliśmy.
- Dobra my wracamy do królestwa, ta podła Alex wciąż rządzi...zgineło tyle ludzi - powiedziała smutnie Suzanne - spotkamy się potem.
Ed, Suzanne i Dav złapali się za ręce i zniknęli.
- My też znikamy, niemamy już czym jechać więc - powiedział Will łapiąc mnie. Lili i Paula.
                                 *
Pojawiliśmy się w pokoju tym co byłam po,, porwaniu " ta kanapa, ten salon.
- Tu jesteśmy bezpieczni idę rzucić zaklęcie obronne - powiedział Will.
- Czemu wcześniej tego niezrobiliście - Zapytałam.
- Och robiliśmy ale to niedziała tak że sobie rzucam i nikt niewejdzie jedna, dwie osoby to za mało na takie poważne zaklęcie znaczy inaczej jeśli nasz moc niewzrosła to sami niemożemy rzucać takich zaklęć bo wyjdą nam tylko w połowie, ja dopiero przy następnych urodzinach dostanę pełną moc, nie taką jak ty dostaniesz zaraz ale cóż. - Opowiadał Will.
- Czemu tej Królowej tak zależy na mojej śmierci - Zapytałam.
- Liss ty chyba nadal nierozumiesz.
Mało kto dostaje taką moc , ty i niestety królowa taką ma i kilka innych osób ale im niezależy na władzy. Królowa Alex będzie próbować ich zwerbować ona chce tylko władzy, pieniędzy i żeby była wiecznie młoda, ona będzie próbować cie zabić, albo daruje ci życie ale zabierze ci moc - powiedział Will.
- To jak ja mam wam pomóc? - Zapytałam bo już się w tym wszystkim gubiłam.
- Zabić, zabrać moc cokolwiek, a potem jak już będzie dobrze możesz oddać moc - odparł spokojnie Will.
Ach to do tego jestem im potrzebna, strasznie mnie to zabolało, poczułam że jemu wcale na mnie niezależy.
- A to tylko po to jestem wam potrzebna, a potem to już mogę odejść sobie spokojnie - Zapytałam wkurzona ale nieoczekiwałam odpowiedzi.
- Oj to nie tak. Dziewczyny...- wyjąkał Will.
Odwrociłam się na pięcie i poszłam do pokoju.
Po chwili doszła do mnie Li.
- Lissa niemartw się - powiedziała głaszcząc mnie po ramiemiu.
- Nieważne. Kim jest nasz tata - Zapytałam.
- Och Lissa niezmieniaj zawsze tematu gdy wchodzi w grę poważna rozmowa - zaprotestowała Lili.
- Niezmieniam - odparłam jakby jej słowa mnie niedotkneły, a dotkneły bo tak jest zawsze gdy mowa o czymś zawsze zmieniam temat.
- Dobra więc tak, Nasz ojciec był pozamagicznym gościem, nadal żyje i wie o naszym istnieniu. A teraz ty odpowiesz na moje pytana - odparła - Ach tylko pójdę na sekundę do Paula muszę mu coś powiedzieć.
  Jasne idz sobie jak najdłużej pomyślałam.
Po jakiś 5 minutach przyszła spowrotem.
- Jest 20.50 już za niedługo...- Powiedziała że smutną miną.
- Hej Lili co jest - Zapytałam widzę że coś ją męczy
- Liss bo..jak ty dostaniesz moc..My już niebędziemy się widywać za często. - Odparła.
- Ale przecież..ja sama sobie nieporadze - powiedziałam biorąc ją na litość. Muszę Ci coś powiedzieć - powiedział Li.
                                   ***
O co chodzi co Lili skrywała do tej pory przed swoją siostrą? A

sobota, 28 maja 2016

Cz 3

Hej 3 cz
W środku nocy podbudził nas Will.
- Powaliło cie, jest środek nocy - powiedziałam zaspana.
- Recepcjonistka wezwała policję, musimy uciekać szybko - opowiedział Will otwierając drzwi. Każdy był zaspany ale szybko wstaliśmy i wybiegliśmy na korytarz.
- Tędy - powiedział Will kierując nas w prawą stronę korytarza. Nie taki zły ten hmm Hotel, motel niewiem co to dokładnie.
  Kroczyliśmy przez korytarz szybkim krokiem, nerwowo rozglądając się czy nikogo niema wokół, ale na szczęście nikogo niebyło.
- Wyjdziemy przez okno może? - Zaproponowałam niepewnie.
- Jesteśmy z tyłu...mogli nas otoczyć...Ale niepomyślą że wyjdziemy przez okno...będą myśleć że wejdziemy schodami ewakuacyjnymi. Idziemy - powiedział pewnie Will.
Will tu dowodził dlatego każdy się go słuchał, ale w tym przypadku by nas spalił jakbyśmy poszli schodami, dlatego czułam się trochę lepiej czując że wreszcie ja coś zaproponowałam.
Dotarliśmy do najbliższego okna, po czym dopiero pomyślałam że to jest 1 piętro.
Will skoczył pierwszy.
- Skacz, złapie cie - powiedział, oglądając się wokół czy nikt nie idzie.
- Wi...Will ja...ja mam lęk wysokości, nieskocze. - Wyjąkałam stając na krawędzi okna.
- Zamkni oczy złapie cie - powiedział spokojnie.
  Posłucham go tak zrobiłam, raz kozi śmierc pomyślałam, jak nie zarezykujesz to stracisz.
Zamknełam oczy i leciała w dół, złapał mnie tak jak obiecał.
- Lili twoja kolej - powiedział, a Lili skoczyła bez żadnych gadanek, a po niej szybko Paul i pobiegliśmy do lasu.
- Liss niemów że boisz się lasu - powiedział Will widząc że zwalniam bieg.
- To...tak jakby, nieboje się lasu...Tylko wchodzić do ciemnego.. Och niekaż mi tego tłumaczyć - poprosiłam Willa. Złapał mnie za rękę którą wymachiwałam tłumacząc mu to wszystko.
- Nie bój się, jestem tu - powiedział ciągnąć mnie. Biegliśmy tak a ja Przestałam się już bać, nieczułam strachu wogóle. Po kilku minutach biegu dobiegliśmy na parking.
- Wsiadamy - powiedział Will otwierając drzwi czerwonego kombi. Wsiedliśmy  ja na początek z Willem, a Lili z tyłu z Paulem.
- Niedługo twoje urodziny - zaczął Will.
- Nietylko moje - odparłam, widząc że Lili i Paul posneli.
- Ach tak Lili też
- Czemu wy ciągle mówicie że tylko moje urodziny, Lili też je ma - odparłam. Ciągle padało że to moje urodziny, ale Lili też ma 18-nastke.
- No cóż pora to..tobie to powiedzieć
No proszę myślałam że mówimy sobie wszystko.
- No to widzę że wciąż tajemnice - powiedziałam patrząc na jego lewy profil, wyglądał naprawdę cudnie.
- To...to wcale nie tak. Lili jest twoją siostrą owszem...Ale ona ma geny po ojcu niemagicznym, ona niema mocy. - Opowiadał spokojnie.
  Nie byłam zła, spać mi się chciało.
- Śmiało idź spać - powiedział kiedy ziewnałam.
Zasnełam.
                                 *
Obudziłam się w jakimś pokoju, łóżko było niezbyt wygodne ale cóż.
Wstałam byłam w tych samych ciuchach co w nocy, podeszłam do drzwi które stały naprzeciwko.
- O Liss wstałaś już - powiedział Paul który właśnie wchodził po schodach
- cześć - powiedział nieśmiało
- Spokojnie jesteśmy tu sami, tylko nasza czwórka. - Powiedział a ja wyszłam przed drzwi.
- Choć jeść - powiedział idąc powoli do schodów, poszłam za nim. Dom raczej należy do jakiejś osoby starszej, stare meble, od dawna niebył odnawiany, mały smrud wilgoć
- Liss na co masz ochotę - zaproponowała mi Lili która siedziała przy stole koło Will, jedli kanapki z dżemem truskawkowym.
Ponieważ byłam bardzo głodna postanowiłam że zjem trochę.
- Do kogo należy ten dom? - Zapytałam, myślałam że Will się wkradł czy coś w tym stylu.
- Do mojej cioci, wyjechała na moją prośbę. - Odparł.
- Li idź pod prysznic, a potem się ubierzesz w nowe ciuchy, Will i Paul byli rano na zakupach. - Odpowedział mi szybko Lili.
- Czym ty się zajmujesz? Skoro niemasz mocy - Zapytałam, trochę chamsko ale cóż.
- Jestem alchemiczką, ale pomagam takim osobą jak ty - odparł równie odważnie jak ja, jasne że niezamierzałyśmy się kucic, to moja siostra a w dodatku wyglądała jak ja.
- Pójdę...pod prysznic - odparłam biorąc że sobą kanapke  dżemem.
- Proszę - podała mi Lili białą sukienkę w różowe kwiatki klasyk, i bieliznę.
                              *
Wyszłam z łazienki wyglądając cudownie.
Gdy schodziłam że schodów widziałam jak Will patrząc na mnie chwilowo się zawiesił.
- Wyg...ląda..sz - wyjąkał Will.
- Bosko siostro - poparła Lili.
- Dziękuję - powiedziałam zawstydzona.
Wieczorem koło 22 kiedy Lili już zasnełan na kanapie ja siedziałam i miałam ochotę wyjść na dach tak robiłam w domu, moim domu gdzie dotychczas byłam.
- Da się tu wejść na dach? - Zapytałam Paula.
- Tak - odparł zaspany.
Po chwili byłam już na dachu, powierze lekko wiało ale było strasznie gorąco.
Usiadłam sobie w miejscu gdzie miałam pewność że nie zlecę.
Ciekawe co u mamy pomyślałam.
- Nie...zimno ci - zapytał Will który szedł powoli do mnie.
Olałam jego pytanie i sama zadałam.
- Jak to się stało że masz moc
- No wiesz po 18 urodzinach ona się uaktywnia.- Odparł patrząc mi w oczy.
- Ale mi chodzi o to czy wiedziałeś jak byłeś młodszy że niejesteś zwykłym chłopakiem
- Tak Liss wiedziałem.
Po jego wypowiedzi zamyśliłam się.
- Po 18 urodzinach będziesz miała wybór - odparł.
- jaki
- Będziesz mogła zrezygnować z mocy, i niezobaczysz twojego królestwa - odparł.
- To znaczy że jak zrezygnuje to...wy też znikniecie, a ja niebedę wiedzieć że mam siostrę - Zapytałam
- Tak, zapomnisz o wszystkim
Postanowiłam że nigdy niezrezygnuje z mocy.
- Dzięki...za to ze mi pomagasz, narażają się...- podziekowałam.
- Daj spokój to moja praca - odparł.
- Zanim dostałeś moc, to uczyłeś się normalnie? - Zapytałam
- Tak, moje życie niebyło takie łatwe, dopiero Arci mój prawdziwy tata jak mnie odnalazł to było dobrze. Ale niema co myśleć o przeszłości. - Odparł z uśmiechem.
- Jesteś cudowny - powiedziałam na głos, niemiałam zamiaru tego mówić, to było niechcący.
  On się uśmiechnął, a ja próbowałam odrazu naprawić to co powiedziałam.
- Wiesz cudowny że wiesz nieboisz się niczego i wogóle. Ile ty tak wogóle masz lat - powiedziałam, zawsze gdy się denerwuje powtarzam słowa.
- 20, Paul ma 19
- Wy sami tak z siebie mnie chronicie czy jak.
- Nie dowodzi nami organizacja, a właściwie to nasza praca, również się uczymy, ale w tej chwili niemożemy się pokazać w królestwie, to dłuższa historia - odparł
Powiał wiatr a mi zrobiło się trochę zimno.
- Jesteś pewny że tu jesteśmy bezpieczni - Zapytałam
- Dziś tak, jutro się przeniesiemy gdzie indziej
- Niesądzisz że jest jakoś za cicho
- Może i tak, lepiej zejdź już z tego dachu - odparł.
   Will wstał a ja go złapałam za rękę żeby się nie wywalić.
Stałam koło Will trzymając go cały czas za rękę i patrząc mu w oczy.
- Czemu kradniesz - Zapytałam
- A czemu ty jesteś taka ładna - odparł - choćmy już.
Najpierw zeszłam ja, a potem Will który jeszcze obkręcił się że dwa razy żeby zobaczyć czy tam nikogo niema.
Po godzinie położyłam się spać.
                               *
Wstałam koło 8, z szafy wyjełam czarne dżinsy z dziurami i bluzkę na ramiączka fioletową.
Zeszłam na dół po schodach, wszyscy siedzieli już przy stole i jedli śniadanie.
- Dzień dobry, smacznego - powiedziałam uradowana, a humor bardziej mi się poprawił jak zobaczyłam Willa, wczoraj byśmy się pocałowali ale to szczegół. On też się uśmiechnął jak mnie zobaczył, to fajny wątek ale wrócimy do niego później teraz mam ważniejsze rzeczy jutro o północy dostanę moc.
- Jedz szybko zaraz się wynosimy - powiedział Paul.
- Liss musimy pogadać - powiedziała Lili wstając z krzesła i ciągnąć mnie za rękę. Zobaczyłam że Will i Paul robią dziwną minę i coś szepczą.
Poszłyśmy na górę do mojego pokoju, Li zamknęła drzwi.
- Wiem że ty i Will, ale na to niepora - powiedziała.
Zrobiłam dziwną minę, jakby to niebyła Lili, zawsze chętnie się interesowała takimi sprawami a nie je kładła na dno.
- Yyy okey. Czemu zamknełaś drzwi - Zapytałam, zaczęłam się bać postanowiłam grać na czas, bo coś mi tu niegrałao. Niemam jak się bronić zabardzo, niemogli mnie niczego nauczyć ponieważ oni sami się uczą, a poza tym niewiadomo jak silną moc dostanę, nauczyciela się dobiera wraz z siłą mocy.
- Lili chce wyjść - powiedziałam cofająć się bez sensu bo ona i tak się zbliżała.
- Myślałaś że się ukryjesz przedemną - powiedział ostry ton mężczyzny który właśnie się ujawniał.
- Czego chcesz - powiedziałam już się niebałam bo do pokoju z kopa wbiegł Will.
Bez namysłu podbiegłam za Willa.
W tej że chwili gdy ja biegłam Bred rzucił czymś prosto w mój brzuch, niewiem co to było.
- Teraz już nieżyjesz - powiedział Will nigdy niewidziałam go tak wściekłego.
- Co, myślisz że mi coś zrobisz, to nie ta bajka gdzie żyli długo i szczęśliwie - odparł Bred.
- Czemu mnie odrazu niezabijesz? - Zapytałam Breda.
- Sakoro chce cie żywą co najwyżej trochę poturbowaną, albo nawet nieprzytomną byle byś oddychała, a z tobą mogę zrobić co chce, chyba rozumiemy o czym mówię - powiedział że wstretnym uśmiechem, obrzydliwym.
- Paul wiesz co robić - krzyknął Will który teraz to się wsciekł na maksa.
Paul mnie zaciągną, do jakiś drzwi które były zamknięte na kutke spojrzał na nie oczami a kutka jakby się roztopiła a drzwi się zamkneły. Miałam jeszcze chwilowy podgląd na pokój w którym to wszystko się działo.
- To teraz się zabawimy - powiedział Bred z łobuzerskim uśmiechem widziałam jak strzela z palca do Willa który nagle wisiał w powietrzu dygocąc sie. Will spojrzał na drzwi i oczami je zamknął. Paul brutalnie zaciągnął mnie za rękę do pokoju w którym stała Lili.
- Liss tak bardzo cie przepraszam - powiedziała zapłakana, natychmiast mnie przytuliła mocno, a ja przed oczami miałam obraz Willa który wisiał w powietrzu.
- Li wiesz co masz robić. Idę do Willa - powiedział Paul stanowczo i wybiegł przez drzwi.
- Co teraz - Zapytałam, czułam się bez silnie, oni walczą o moje życie a ja mam uciekać to nie fair
- Uciekamy - powiedziała Lili
                                  ***
Narazie tyle, jak myślicie Will przeżyję czy odda życie za Lisse?
4 cz już w krótce 😘