wtorek, 26 kwietnia 2016

Cz 1

Hej coś nowego mam nadzieję że się spodoba.
          ,,  Strażniczka marzeń "
Siedziałam tak oparta o parapet prawie całą lekcje, nawet nieodezwałam do Caroline, nieżebym się z nią pokuciła, poprostu niemiałam ochoty nic mówić, choć to dziwne bo zawsze jestem rozgadana.
Niepotrafiłam się skupić na niczym, poprostu patrzyłam się na ławke, i zerkałam czasem na panią czy niepatrzy.
Takie dni są naprawdę dziwne niema się ochoty na nic, a dziś tak jakoś szczególnie dziwnie.
Wzięłam kartkę i długops zaczęłam rysować pieska.
- Wasylissa Stell - wypowiedziała pani moje imię.
Przez chwilę niewiedziałam o co chodzi, dopiero po chwili się domyśliłam  że hmm mam iść do odpowiedzi.
-...Tak pani profesor?- Zapytałam cienkim głosem.
- Opowiedz mi o czym my dziś rozmawiamy.
- Niestety niewiem pani profesor
- No cóż niepozostaje mi nic innego, jak wstawić ci jedynkę - powiedziała, a ja usiadłam, było mi to obojętne pierwszy raz miałam takie uczucie.
Z tyłu lekko w plecy poklepał mnie John.
- Co jest?- Powiedział pół szeptem
Odwrociłam głowę
- Nic mi nie jest! - Powiedziałam głośniej niż on.
Zabrzmiał dzwonek, podniosłam torbę i wstałam.
- Lissa co jest - Zapytała kolejna osoba tym razem to Caroline, która mnie dogoniła.
Następne lekcje były podobne, siedziałam znudzona, nic nierobiłam nic niepisałam.
Na ostatnią lekcje się spóźniłam 5 minut, słuchałam muzyki i nieusłyszałam dzwonka.
- Dzień dobry pani Andrews, przepraszam za spóźnienie
- Nic nieszkodzi Lisso, usiądź - powiedziała pani, biologia to jedyna lekcja na której mogę siedzieć godzinami.
Po lekcji poszłam odrazu do domu.
Mieszkam z mamą i ojczymem, mama zna go od kilku miesięcy i już się wprowadził, jakoś za nim nieprzepadałam. Tymbardziej że zaczął się dziwnie zachowywać.
Usiadłam na łóżku i zaczęłam czesać moje blond włosy
Dzień minął dość szybko. Poszłam spać koło 23.                
                                   *
                   4 dni później
Wreszcie piątek!!!
Poszłam do szkoły pierwszą mieliśmy moją ulubioną lekcje czyli biologię, dziś mieliśmy hmm się uczyć wnętrza żaby, musieliśmy się dobrać w pary po dwie osoby, na każdą parę przypadała jedna żaba.
- Chciałam wam przedstawić nowego ucznia - powiedziała pani Andrew wprowadzając nowego chłopak.
- To jest Will,  usiądź proszę obok Johna  powiedziała wskazując na niego.
  Ach Caroline! To moja najlepsza przyjaciółka, szczupła blondynka, o niebieskich oczach, ideał jak dla chłopaka.
Usiadł obok Johna.
- Czyżby wysoki, wysportowany brunet zawrócił ci w głowie? - Zapytała pół głosem Caroline
- Nie, nie no co ty - powiedziałam odwracając głowę w przeciwnym kierunku, żeby na niego niepatrzeć.
- To czemu się tak uśmiechasz, od początku tygodnia próbuje wywołać uśmiech na twojej twarzy, a tu zjawja się taki Will i odrazu.
Fakt mam lepszy humor, czyżby to dzięki temu chłopakowi? 
Na chemi zauważyłam że Will mi się przygląda, niemiałam jeszcze czasu żeby z nim pogadać ale cóż.
Uśmiechnęłam się do niego, a on zrobił to samo.
Miał przepiękny uśmiech wyglądał tak niesamowicie.
                               *
Po lekcj znajomi z klasy Wyciągnęli mnie na miasto.
Wracałam wieczorem było już ciemno, żeby dojść do domu musiałam przejść przez mały las, żeby się niebać zresztą niewiele myśląc wyjełam słuchawki i zaczełam słuchać muzyki Alvaro Soler - Sofia, ta piosenka dawała mi sporo odwagi. Jeszcze kawałek tego lasu i będę w domu, rzecz jasna nie tylko las prowadzi do mojego domu, żeby dojść inaczej musiałabym przejść okrężną drogą.
Już widziałam ulice gdy nagle ktoś z tyłu założył mi worek na głowę i związał ręce i wrzucił do auta.
Strasznie się przeraziłam zaczęłam krzyczeć, miałam słuchawki na uszach. Jechałam chyba z 20 minut. Po czym auto stanęło, a mnie ktoś przezucił przez ramię, niósł kawałek, a ja wpadłam w tym czasie na genialny pomysł, ponieważ niebyło chyba sensu się drzeć bo takto by mi zatkali czymś usta, więc postanowiłam ugryźć tego kogoś w ramię przez worek.
Usłyszałam letkkie auć i tyle.
Więc postanowiłam jeszcze raz zatopić zęby. Właśnie miałam go ugryźć kiedy on mnie posadził. Był blisko więc wyczułam ładny zapach perfum, coś mi ten zapach mówił, ale niewiedziałam czyje to perfumy.
Po chwili worek został zdjęty i ujrzałam twarz Willa, poczułam gniew a zarazem poczułam się bezpieczna, niewiem czemu takie uczucie się narodziło.
- Ty palancie - wykrzyknełam.
Zbliżył się do mnie przestraszyłam się że może chce mnie uderzyć albo coś w tym stylu, ale nie zrobił coś czego się zupełnie niespodziewałam, rozwiązał mi ręce, i wyjął słuchawki.
Oczywiście odrazu się na niego rzuciłam i przewróciła na plecy, zaczęłam z całej siły bić pięściami po twarzy, pewnie by mi oddał gdybym kolanem nienaciskała na jego mostek.
- Dobra jest - powiedział facet oparty o drzwi jedzący jabłko.
Chwila mojej nieuwagi i to ja leżałam na plecach, zauważyłam że na małym stoliku leży scyzoryk, postanowiłam go dosięgnąć. Szybko go złapałam i lekko raniąc go w rękę zrzuciłam go z siebie.
Facet który jadł jabłko był dużo starszy od Willa.
Szybko się rozejrzałam po...mieszkanu!!!, mieszkaniu myślałam że jak się kogoś porywa to hmm będzie to jakaś piwnica czy coś.
- Koniec zabawy, Lisso odłożył ten nóż bo jeszcze się skaleczysz - powiedział Will
- Ani mi się śni, po moim trupie!- Powiedziałam, a gość który ciągle jadł jabłko zaśmiał się.
- Dobra żebyś potem niezałowała - powiedział i podszedł do mnie i coś powiedział pod nosem a mi nóż wyleciał z ręki i odleciał kawałek dalej.
- Co jest grane!? - Wykrzyczałam zdziwiona tym co się dzieje.
- Uspokój się, niezrobimy ci krzywdy, niebój się - teraz to ja zupełnie niewiedziałam co mam robić.
- Jasne jasne - powiedziałam cofająć się do scianny.
- Dobra..masz - powiedziała podając mi scyzoryk - lepiej?
- To teraz mi powiedz po co mnie porwałeś - powiedziałam, spokojnie, już się niebałam tak jak na początku.
- Może lepiej opowiem Ci wszystko od początku - powiedział również spokojnie siadając na kanapie.
- Usiądziesz, czy się boisz - Zapytał z łobuzerskim uśmiechem
- Niczego się nieboje, a w szczególności nie ciebie! - Powiedziała, siadając na przeciwko niego.
- To po co ci ten scyzoryk?
- Dla pewności że niebedziesz nic kompinował - odparłam, szybka wymiana zdań, patrzyliśmy sobie w oczy chwilę w milczeniu, gdy ten facet zaczął kaszleć.
- Ach tak, więc..to jest mój tata Arnold - powiedział Will
- cześć - powiedział machając mi, a ja odmachałam.
- Moi rodzice!! - Wypaliłam nagle, boże pewnie zauważyli że mnie niema,będą się martwić.
- Ach no tak, przed nami najgorsze, myślę że niebedą...nam przeszkadzać.. Znaczy myślę że niebedę są martwić - powiedziała Will, a ja zrobiłam dziwny wyraź twarzy.
- Więc tak no to...dziś zostaniesz na noc - powiedział Will.
- To miało być Porwanie? - Zapytałam
- Oj nienazywajmy tego tak mocnymi słowami - powiedział Will, zauważyłam że Arnolda niema i to od dobrych paru minut
- Jasne to były miłe zaproszenie na przejażdżkę - powiedziała zmęczona tym tematem. - Czy wyjaśnisz mi łaskawie co tu się dzieje?- Zapytała
- Tak. Gdybyśmy dziś właśnie niedawno cie " nieporwali" to byś pewnie już nieżyła. - Powiedziała łagodnie.
- Ta - powiedziałam niewierzyłam mu ani trochę.
- Wiem że mi niewierzysz, ale spróbuj.
Więc tak twój ojczym jest w organizacji od zabijania takich jak my. Najpierw rozkochał twoją mamę żeby się do ciebie zbliżyć i cie poprostu zabić- powiedział patrząc mi się w oczy.
Uwierzyłam mu niewiem czemu, może dlatego że wszystko mi się połączyło w jedną całość, takie dziwne zachowanie ojczyma, dziś mieliśmy być sami w domu.
- Will włącz tv szybko - powiedział zdyszany gruby chłopak.
Gdy Will włączył tv odrazu na wiadomość.. Nadawano moje Porwanie. W tej chwili mówił Ojczym,, odrazu po szkole miała pójść na miasto, a potem przyjść do domu, koledzy i koleżanki mówili że ją doprowadzili pod Lasek, przepraszam - powiedział i odszedł na bok. Tak mówi ojczym zaginionej, podejrzewany o ten czyn jest niejaki Will Broker.
Will wyłączył telewizor w momencie gdy podawali jego rysopis.
- Tu jesteś bezpieczna - powiedział i wstał, wyszedł a ja zostałam w swojej niepewności.
- Niemartw się on tak czasem ma - powiedział i Usiadł.
- Jestem Stefano - powiedział, a mi to imię mówiło tylko o pamiętnikach wampirów.
- Ja jestem..- Tu mi przerwał
- Wasylissa Stell, tak wiem, każdy tu o tobie wie - uprzedził moje przedstawienie się.
- Jak skąd?
- Za kilka dni masz urodziny twój ojczym miał cie zabić przed nimi, bo wtedy uruchomi się twoja moc, dla nas na rękę..Ale dla nich porażka...i wte...- Tu ja mu przerwałam.
- Co! Jaka moc?!, jaką rękę?! - wstałam z fotele mówiąc to, oczami szukałam scyzoryka.
- Tam leży - wskazał mi ręką miejsce jego położenia.
- Skąd wiesz że myślałam o tym?!- Wykrzyczałam, to wszystko zaczyna się robić dziwne, przerasta mnie, niewiem co mam robić.
- Poprostu, czytam w myślach - powiedział uśmiechając się.
- To nie żarty, pytam poważnie! - Powiedziałam podkreślając ostatnie słowo.
- Mówię serio, no weź coś pomyśl- powiedziała a ja hmm pomyślałam o pysznej kanapce z pomidorem, zaczęłam się robić głodna.
- Tam jest lodówka, masz swoje ulubione pomidory koktajlowe. - Powiedział
Przestałam się bać, zaczęłam się robić ciekawa.
- Jak się przed tym wzbronić, żebyś niemógł zaglądać do mojej głowy? - Zapytałam, to chyba się dzieje naprawdę no cóż podoba mi się to.
- Musisz to sama poczuć, musisz czuć kiedy wkradam ci się w myśli, spróbujemy? - Zapytał, widać było że ten czarno włosy gruby chłopak lubi uczyć, no cóż moja ciekawość jest zbyt wielka by odmówić.
Skupiłam całą swoją uwagę na tym żeby coś poczuć, zamknełam oczy a przed nimi zobaczyłam mojego ojczyma który mówił - nieuciekniesz przedemną, zabije cię, zabije zabije -
Poczułam jak osuwam się na podłogę, niepamietam co się dalej działo.
Obudziłam się w łóżku, słońce już wstało, już ranek.
                                ***
Narazie tyle.
Następna cześć już niedługo.