środa, 15 czerwca 2016

2 cz,, Dalsze losy "

Hej 2 cz.
(...) Leo przyszedł i poszliśmy na parking, gdybym niemusiała wrócić do królestwa i powstrzymać atak pewnie...pewnie bym tu została.
- Wsiadaj - rozkazał Ed a ja wsiadłam do auta na tylne siedzenia.
- Hej jestem Rick - przedstawił się chłopak który siedział z przodu.
- Hej jestem Lissa - też się przedstawiłam.
- Imienniczka naszej Królowej - odparł.
- Rick niepodrywaj, ruszaj - powiedział Ed.
Leo i ja Siedzieliśmy z tyłu.
- A gdzie zaczniemy poszukiwania? - spytałam.
- Myślałem coś o kawiarence internetowej - odparł Ed odwracając się do nas.
- Myślisz że to coś da? - Odparł Leo.
Widzę że ten szatyn zna się na rzeczy wie co robić, koło szyj miał ostre drapniecie.
- Niewiem musimy zarezykować, mamy mało czas - odparł Ed.
Jechaliśmy kawałek jakieś 15 minut.
- Rick zostajesz - powiedział Ed.
Weszliśmy do środka kawiarenki była fajna, dużo niema co mówić kilka komputerów i jakieś stoliki.
- Bru - powiedział Ed wyciągając ręce żeby przytulić jakąś okularnice.
- Ed, Och kogo mam znaleźć - Zapytała, niezwróciła większej uwagi na nas.
- Liss jak się nazywa twój tata? - Zapytał.
- Yyy Ed...ja. Ja niewiem - odparłam.
Leo przewrócił oczami.
- Zjedzmy coś i musimy coś wymyślić. - Zaproponował Leo.
Wyszliśmy i poszliśmy wszyscy obok do pizzeri.
- I co teraz zrobimy? - Zapytałam
- Liss jedyne wyjście to..jechać do twoich rodziców - odparł Ed.
Leo krecił się na swoim krześle bez przerwy się odwracał.
- Nie wierć się tak - Rozkazałam.
Spojrzał na mnie a ja byłam cała w rumieńcach, co się ze mną dzieje.
- Mamy towrzystwo najprawdopodobniej - powiedział.
Na ulicy stało duże auto a w nim jakiś dwóch facetów.
- Idziemy! - Nakazał Leo.
Szliśmy w stronę naszego auta ale oni podjechali i zagrodzili przejście na drugą stronę.
Było już ciemno więc niebyło dużo ludzi.
Dwaj napakowani faceci stanęli przed nami, a ja się trochę przestraszyłam bo są od nas wyssi i silniejsi.
- Niestarajcie się do królestwa i tak się niedostaniecie. Wy lepiej odejdzcie, a panienka do wozu...przyda nam się - powiedział i obaj zaczęli się śmiać.
Leo odrazu rzucił się do walki.
Kopnął tego łysego co to powiedział a ten drugi wyjął nóż, wsadziłam rękę do kieszeni szortów a w nim był scyzoryk, tyle czasu minęło a on tam cały czas był.
Wyjełam go i rzuciłam Leo, zaciął tego łysego moco w nogę a ten się przewrócił.
A ja uderzyłam z kopa tego drugiego.
- Idziemy - powiedział Ed.
Leo był też ranny coś mu się stało z nogą i miał ranną rękę.
- Musimy gdzieś iść - powiedziałam.
- Idziemy do twojego prawdziwego domu. - Odparł Leo, cały czas robił grymas na twrzy to pewnie z bólu.
Wysiedliśmy do auta i Ricko ruszył.
                                  *
Po jakieś godzinie dotarliśmy pod mój dom, zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi.
Drzwi na szczęście otworzyła moja mama
- Akwizytorą dziękujemy - powiedziała zamykając drzwi, złapałam je.
- Mamo to ja - powiedziałam.
- Lissa..- Powiedziała i łzy pojawiły się w jej oczach.
Weszliśmy do środka a mama niemogła się mną nacieszyć.
- Tak się cieszę że przyjechałaś
- Potrzebuje jedną cenną informacje
- Jaką.
- Mamo musisz mi powiedzieć kto jest moim prawdziwym tatą
- Och Lisso twoim tatą jest mój mąż...- odparła
-Dobrze wiesz że niechodzi mi o niego - odparłam.
- To..to jest napisane w papierach tam - odparła wskazując na szafke
Chłopaki zaczęli szukać a ja poszłam porozmawiać z mamą w końcu niewidziałyśmy się rok.
- Znaleźliśmy - powiedział Leo który wszedł do kuchni.
- Będziemy szli.. - Powiedziałam.
- Jest wieczór, zostańcie na noc, proszę - poprosiła mama.
Po krótkiej rozmowie uznaliśmy że możemy zostać ale jutro z samego rana ruszamy.
W nocy wstałam do toalety byłam zaspana więc niezauważyłam że światło w łazience było zapalone, poprostu weszłam.
- Och Ed przepraszm - powiedziałam wchodząc a on mył ręce.
- Nie wejdź chce pogadać - odparł
- Czemu ty chcesz ciagle gadać w kiblu? - Powiedziałam i się zaśmiałam.
- Tak wyszło, Liss czy ty chcesz wracać do królestwa? - Zapytał.
- Och niema innych pytań?
- Odpowiedz
Usiadłam na pralece i sama sobie zadałam to pytanie.
- Nie...tu mi dobrze
- Tak myślałem, dlatego mam pomysł
- Jaki?
- Jak znajdziemy twoją mama ona może objąć tron
- Ciii, nie tak głośno niechce żeby oni mnie jeszcze traktowali jak osobę która trzeba wiecznie chronić. Zastanawia mnie tylko jedno dlaczego Will ogłosił że nieżyje?
- Niewiem coś tu niegra - powiedział i się zamyślił.
- Odkąd wprowadził się do zamku prawie że mną nierozmawia, w sumie to gadamy tylko przy kolacji tak naprawdę - odparłam.
- Zależy ci jeszcze na waszym związku?
- Ty to jednak jesteś bezczelny - odparłam ale nieczułam urazy.
- Jestem owszem. A teraz odpowiedź
- Naszego związku niema, w prawdzie niemówiłam o tym niekomu ale my nie jesteśmy razem i uznaliśmy że będziemy tylko udawać. - Powiedziałam i oddechnełam z ulgą, wreszcie niemusze nic udawać.
- A co u twojej siostry i Kryspiana?
- Z Lili mamy coraz to lepszy kontak, Kryspin jak to dziecko dobrze, a niezapytasz o Dava?
- Nie. Pokuciliśmy się.. Po walce jak wyznał co zrobił Tytani
- Kochałeś ją prawda? - Zapytałam
- Tak
- A co u jej męża i dzieci?
- Męża? Dzieci? Tytania była sama.
- Ed ona mi mówiła coś innego
- Powiedziała tak żebyś się niemartwiła o Lili i Dava, była dobrą dziewczyną - powiedział że smutkiem w oczach.
- Mam pomysł
- Liss twoje pomysły są wiesz
- Dobra idę spać porozmawiamy jutro - odparła.
                                   *
Rano wstaliśmy i zjedliśmy śniadanie zanim mama wstała.
- Idziemy do kawiarni? - Zapytałam.
- Nie, najepiew pojedziemy na ten adres - odparł Ed.
Było to w innym mieście więc jechałyśmy dosyć długo.
Mój tata mieszkał na pięknej ulicy pełnych domków jednorodzinnych.
- Już czas - odparł Ed.
Wysiadłam i podeszłam do domu tak jak na tym adresie, poczułam ból brzucha, i czułam pot i pieczenie czoła.
Potrafiłam pokonać wielką królową a własnego ojca się boję, bo co ja mam mu powiedzieć
Zadzwoniłam do drzwi i otworzyła mi jakąś kobieta z dzieckiem na rękach.
- Dzień dobry - Wyjąkałam.
- Dzień dobry dzień dobry - odparła.
Miała kasztanowe długie włosy i okulary.
- Szukam Boba Stayla
Kobieta zrobiła dziwny grymas i odparła.
- Ale on tu już niemieszka, a teraz przepraszam muszę zająć się dzieckiem.
Zanim zdążyłam powiedzieć do widzenia kobieta zamknęła drzwi
- Ciut nerwowa ta kobieta - powiedziałam pod nosem.
Wsiadłam do auta i odpowiedziałam chłopaką wszystko.
- Coś tu niegra, zaraz przyjdę - powiedział Leo wsiadając z auta, podszedł do drzwi i zadzwonił.
Kobieta otworzyła drzwi ale już bez dzicka na ręku.
Leo odezwał się pierwszy a kobieta się uśmiechnęła, po chwili rozmowy kobieta wypuściła go do środka.
Minęło z pół godziny i wyszedł szczęśliwy Leo.
- Mam adres - powiedział wsiadając do auta.
- Co ty z nią robiłeś - Zapytałam widząc że ma dwa guziki od koszulki odpiete.
- O stary haha - powiedział Ricko śmiejąc się głośno.
- Nic, laska na za dużo liczyła. Ważne że mamy adres - odparł
Zrobiłam dziwną minę, ale cóż.
- Daleko to? - Zapytałam Ricka
- Nie. Będziemy tam za Góra 8 minut.
Gdy dojechaliśmy na miejsce ogarnąło mnie dziwne uczucie mieszkanie wyglądało na jeszcze większe.
  Znów poszłam i zadzwoniłam, otworzyła mi jakąś mała dziewczynka w czarnych włosach.
- Tato jakaś pani - zawołało dziecko a ja nerwowo przełknełam śline i mrugałam powiekami.
- Zoy mówiłem tyle raz żebyś nieotwierała drzwi - odparł chłopak o ciemnych włosach był ciut starszy odemnie ale nie na tyle żeby być moim ojcem.
- Dzień dobry właściwie to Szukam Boba Stayla - powiedziałam niepewnie.
- Ach Boba...jest w pracy - odparł.
- To ja przyjdę później
- Nie wejdź. Zapraszam.
Chłopak niedość że był miły to w dodatku przystojny.
Ake chata pomyślałam.
- A co chcesz od Boba? - Zapytał
- Ach nic takiego jedną taką głupote
- Zaraz powinien być - ledwo to powiedział i wszedł wysoki dobrze zbudowany brunet.
- Dzień dobry Kali i tobie młoda damo - powiedział, i mi się przyglądał, on ma takie same oczy jak ja i Lili.
- Pani..ty...ona właściwie to się nieprzedstawiłaś - Zauważył Kali.
- Lissa Walker - powiedziałam a Bob zrobił się blady.
- Kali idź na górę - rozkazał. Gdy Kali zniknął nam  z zasięgu wzroku Bob zaczął rozmowę
- Lissa tak? Dobrze wiem czyją jesteś córką
- Potrzebuje...Pana pomocy
- Mojej. To ja potrzebuje twojej znikni z mojego życia. Jak myślałaś że się pojawisz a ja cię wezmę w ramiona to się mylisz i to głęboko
Sądziłam że..tak sądziłam tak jak on to powiedział, byłam głupia.
- Niezniszczysz mi życia dla mnie Lissa i Lili Walker nieżyją - odparł
A ja wybiegłam z płaczem. Leo stał przed autem i palił papierosa, niezauważalnie wleciałam na niego i mocno go przytuliłam a on zrobił to samo.
- Co się stało. Niepłacz. Zrobił ci coś - powiedział napinająca mięśnie zauważyłam że Leo niepanuje nad emocjami.
- Dla niego lepiej jakbyśmy nigdy się nieurodziły - odparłam Przełykając śline, czułam się bezpieczna...bezpieczna i szczęśliwa że mnie nie odtrąca.
- Zaczekaj tu - powiedział, rzucając papierosa na trawę.
- Leo. Proszę nie - powiedziałam łapiąc go za rękę, a on tylko przekręcił głową Bob wyszedł i krzyknął.
- Jeszcze tu jesteś
Leo wsciekł się się bardzo i podszedł do niego, podniósł rękę i chciał go uderzyć a ja szybko podbiegłam i go złapałam.
- Dobra dobra chłopaczku nieunoś się tak - powiedział Bob - wejdzcie do środka
Otworzył drzwi i znów weszłam do tego mieszkania.
- Trochę przesadziłem Liss - powiedział Bob a Leo wyjął papierosa i zapalił.
- Nic się niestało - odparłam. Mam nadzieję że już niewidać że płakałam.
- Musisz mnie zrozumieć ja mam rodzinę...romans z twoją mamą niebył dlamnie przelotny, kochałem ją - odparł biorąc głowę w dół.
- To dlaczego nas zostawiłeś?
- Ja, ja?!! To Helen uciekała z wami
- A dlaczego nagle stałeś się taki miły?
- Bo Jesteś dzieckime Helen a ja ją kocham wciąż. To co zostaniesz na noc?
- Na noc? - Powtórzyłam a Leo odparł za mnie tak. Po godzinie wszyscy Siedzieliśmy przy stole i jedliśmy obiad łącznie z Kali był studentem który odbywał u Boba takie niby praktyki kucharskie.
- Wiem! - Wypaliłam nagle - mam plan.
                                  ***
Jaki jest kolejny pomysł Lissy, i dlaczego Bob jest nagle taki miły? dowiecie się ju niedługo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz