środa, 8 czerwca 2016

Cz 5

Hej kochani cz 5.
(...) siedziałyśmy tak same patrząc sobie w oczy.
- Lili - Paul przerwał naszą ciszę. Ucieszyłam się bo nielubie takich poważnych rozmów, a szczególnie że niemiałam na to ochoty bo byłam zła na Willa cieszę się że zostało jeszcze parę godzin i koniec niebedę musiała więcej Willa oglądać moja miłość przeszła na gniew i nienawiść.
                                 *
23 jeszcze godzinę, aż dziwne że nikt nas nieatakował.
- Liss nie złość się na mnie - powiedział Will
- Jasne, coś jeszcze! - Zapytałam arogancko.
- Niedługo dostaniesz moc i więcej mnie niezobaczysz niemartw się - powiedział smutnie, chyba serio było mu przykro ale cóż.
- Jeszcze coś - Zapytałam przekrencając oczami, dałam mu do zrozumienia że niemam ochoty z nim gadać.
- Nie...to wszystko - odparł zamykając drzwi.
Wyszłam 5 minut po nim do salonu.
- Paul mogę z tobą pogadać? - Zapytałam, pokazując Paulowi że ma przyjść do mojego pokoju.
  Wszedł a ja już siedziałam na łóżku.
- Paul, wiesz co ty...to jesteś...fajnie dziś wyglądasz - powiedziałam a właściwie to zmieniałam zdanie co chwile co ja robię.
Paul zrobił kwaśną minę a ja się poddałam.
- Nie niemoge - powiedziałam uwalajać się na łóżko.
- Och Liss tym sposobem niezrobisz na złość Willowi - odparł siadając koło mnie.
- Ależ wcale niechce..Och Paul co ja mam robić?. Każdy mnie zostawia Lili idzie do siebie, Will powiedział że też odejdzie - powiedziałam że smutną miną, przecież tak naprawdę to ja wszystkich odtrącam.
- Nie Liss patrz ja zostanę, Lili też będzie cię odwiedzać. - Powiedział i mnie lekko szturchał.
- A Will?
- Will..odejdzie
- Mówisz to tak że spokojem! - Odparła.
- Tak, bo zostanie w królestwie będziesz go widywać - odparł.
- Opowiedz jak tam jest.
- W królestwie?. Bardzo fajnie dużo sklepów dużo wróżek, syren, czarodzieji, i innych magicznych rzeczy. A twój pałac piękny, błyszczący widać go z początku królestwa do końca - Opowiadał z iskrami w oczach.
Nagle drzwi się otworzyły i wszedł Will.
- O przepraszam - powiedział i zamknął drzwi. Fakt wyglądało to dziwne bo leżeliśmy obok ale trochę przesadził.
- Myślisz że zostawi mnie samą? - Wiedziałam że już o to pytałam ale...
- Nie..pójdę mu to wiesz wytłumaczyć - powiedział wstając i wymachując rękami robią wirek taki.
- Jasne - mruknełam.
- Liss choć tu - jeszcze Paul niewyszedł a Lili mnie zawołała.
- Co jest - Zapytałam wchodząc do salonu.
- Uciekamy znów tu są mamy 20 minut do twoich urodziny. - Powiedziała spanikowana Lili.
- Gdzie by tu iść, gdzie niema nikogo - mruczał Will pod nosem
- Ja mam pomysł, choćmy do mnie, moja mama powinna być w pracy ten idiota niepomyśli że tam będziemy - powiedziałam.
Will kiwnął głową i wszyscy się zlapaliśmy za ręce.
- Ale chata - usłyszałam.
- Co się stało czemu ja jestem na podłodze.
- Bo niechcący podłożyłem ci nogę - zaśmiał się Paul.
Will podszedł i podał mi rękę więc ją chwyciłam i wstałam.
- Dzięki - Uśmiechnęłam się słodko.
Przeszłam koło niego i zamierzałam iść się przebrać.
- Liss..ja wiesz niemówiłem poważnie..byłem zły i wiesz - mówił a ja mu przerwałam.
- Och było minęło. Wystarczy przeprosić - odparłam. Wcześniej się jeszcze kuciliśmy nazwałam go dupkiem bez uczuć a on mnie paryszywą zmiją.
- Tak...to ten no..wiesz...Liss dobrze wiesz że niepotrafie tego robić - złapał głęboki wdech i znów zaczął - przepraszam, przepraszam za to ze tak cię nazwałem i za to ze powiedziałem że niechce cie znać i za to wszystko - powiedział z ulgą.
- No widzisz odrazu lepiej to ja pójdę się przebrać - Chciałam szybko zwiać bo ja też nieumiem przepraszać.
- E E - powiedział
- Tak to przepraszam
- Pfff
Uśmiechnął się a ja wskazałam kciukiem że idę do pokoju.
                               *
Mój pokój tęskniłam za nim dobrze ze mamy niema.
Za 10 minut moje urodziny więc się przebiore.
Normalnie bym założyła sukienkę ale napewno tak fajnie to niebędzie więc założę dżinsy.
Wzięłam rzeczy i pomyślałam że szybko wezmę prysznic.
Drzwi do łazienki były lekko uchylone
- Miałaś jej powiedzieć - powiedział ostro Paul.
- Wiem ale...zabrakło mi odwagi - odparła smutnie Lili.
- Och Lili, gdzie jest Dav mieliście pogadać - Zapytał Paul przytulając Lili.
- Paul ja już niedam rady, co to za życie ciągle ukrywając się to nie fair - mówiła rozpłakana Li.
- Lili Lissa obejmie władze i będziesz żyła spokojnie - powiedział.
O co chodzi co oni ukrywają.
Weszłam bez puknia.
- Sorry chciała się umyć - powiedziała niepatrząc na Lili żeby niezadawać zbędnych pytań poczekam aż sama mi powie, ostatnie dni naprawdę dużo mnie nauczyły.
Wyszli a ja szybko wzięłam prysznic.
Była 23.56.
  Po chwili byłam już na dole gdzie czekali na mnie wszyscy dosłownie wszyscy Ed, Dav, Suzanne, Will, Paul i Lili oni byli mi najbliższi.
Wzięłam głęboki oddech i w tej ciszy odezwałam się jako pierwsza.
- Jeśli..coś pójdzie nie tak...to przepraszam.
Jeszcze minuta.
Ta minuta ciągła się w nieskończoność.
12 Jaskółka zabrzmiała, nielubiłam tego ptaka co robi kuku i kuku to takie denerwujące.
Powiał mały wiatr a ja poczułam w sobie wielką siłę, poczułam że mogę dotknąć nawet sufitu więc podleciałam do góry i dotknełam.
Czułam się tak niesamowicie.
- Lili czuje ze mogę wszystko - powiedziałam oszołomiona
                                *
- Ustalmy plan działania - powiedział Will.
Była 12.30 chwilę..no może dłuższą chwilę bawiłam się swoją mocą, mogę wszystko.
- Mam pomysł położymy się spać.- odparłam ziewając.
- Znikamy z tąd - odparła Will.
Tak jak zawsze zlapaliśmy się za ręce i wylądowaliśmy w jakimś domu.
- Tu jest bezpieczne, moja rodzina mi to przepisała - Opowiadał Paul a ja kontem oka patrzyłam na Lili i Dava patrzyli na siebie.
Chwilę pogadaliśmy i poszłam spać.
                                   *
Wstałam o 8.30 było cicho więc Wzięłam rzeczy które zapakowałam w domu i poszłam do łazienki, przypomniała mi się akcja z wczoraj.
Wzięłam prysznic i o 9 byłam już gotowa zeszłam na dół Ed już niespał.
- Hej - zagadał
- Dzień dobry miło cię widzieć - odparłam zadowolona.
- Szczęśliwa że swojej mocy - Zapytał.
- Tak nawet bardzo - do głowy wpadł mi pewien pomysł.
- Ed od jak dawna znasz Dava? - Zapytałam.
- Ooo od bardzo dawna
- A okey - Tu musiałam przerwać swój plan bo do pokoju wszedł Will i cała reszta z tortem.
Śpiewali mi sto lat oczywiście Lili też.
Każdy po koleji podchodził do nas i składał nam życzenia.
- Liss chciałem..- zaczął Will.
- Nic niemów - odparłam przytulając go, niewiedziałam co robiłam czułam się taka pewna siebie czułam że mogę wszystko.
  Rozmawialiśmy chwilę i poszliśmy jeść tort.
- Dziś wkroczymy do królestwa..mojego królestwa - powiedziałam dumnie a oni mi przytakneli.
- Po godzinie Suzanne i Dav musieli pójść i przygotować naszych wojowników.
Przechodziłam koło pokoju Lili i znów..nieżebym podsłuchiwała ja tylko przechodziłam.
- Ostatnia walka Li i wszystko się skończy - powiedział Dav
- Ostatnia najgorsza...niebezpieczna - odparła
- Damy radę twoja siostra nami dowodzi wie co robi
- Dav tak się boję że coś Ci się stanie
- Martw się o siebie. Ja dam sobie radę - powiedział a ja musiałam się inaczej ustawić bo było mi niewygodnie i skrzypneło, oboje zerkneli na szczelinę od drzwi a ja powoli odeszłam.
Coś tu niegra to że są razem to przecież nie problem powiedzieć.
Zeszłam na dół a po chwili Dav I Lissa zeszli.
- Zrobimy to dziś - powiedział Will
- Jest pewien problem...niezabardzo wiem co i jak - powiedziałam zdegustowana.
- Fakt..kto o tak silnej mocy może ją pouczyć.. To że masz mocną moc nic nieda jak nieumiesz nią dysponować - skarcił mnie Will.
- Wim kto! - Odparł Dav - Will pamiętasz Tytanie?
- Coś tam kojarzę
- Ona ma podobną moc...tyle że mnie nienawidzi - powiedział Smutnie Dav
- Spróbować niezaszkodzi.
Zniknęli po czym po chwili się pojawili trzymając Tytanie za rękę.
Tytania była osobą raczej przy kości tak to ujme, ale była ładna.
- Ty idioto zabije cię - wykrzykneła że złością w oczach. Wyczarowała magiczną kule lodową.
- Tytania Uspokój się... - Uspakajał ją Dav.
Po chwili pojawiła się Suzanne i Ed.
- O Tytania - powiedział spokojnie Ed. Niewiem czemu dopiero teraz zauważyłam jaki on przystojny.
Suzanne wzięła Tytanie i poszła do pokoju wyszły po chwili
- Uzgodniłyśmy że na czas wojny Tytania niebędzie próbowała zabić Dava. - Powiedziała dumnie Suzanne.
Widziałam że Tytania patrzy z nienawiścią na Dava.
- Ach To jest Lissa, witaj jestem Tytania - powiedziała do mnie.
- Miło mi.. - Powiedziałam, niewiedziałam czy mam jej mówi na ty czy na pani była trochę..dużo starsza.
- Jak mam cie uczyć to choć. Czym szybciej zaczniemy tym szybciej wrócę do domu - powiedziała, patrząc na Dava a on przekrecił oczami.
Przypatrzyłam się jej oczą zmieniły kolor z bardzo ciemnych na niebieskie jej włosy również były Czarne a teraz są w kolorze kasztanowym bardzo ładne.
Poszliśmy do mojego pokoju i zaczełyśmy naukę.
                                   *
(...) trenowałyśmy strasznie długo, Tytania musiała uczyć mnie od podstaw.
- Mam pytanie - powiedziałam licząc że odpowie mi o co chodzi czy coś w tym stylu ale jej odpowiedź mnie zaskoczyła.
-To było wiele lat temu... - Powiedziała że smutkiem w oczach. - Byliśmy z Davem najlepszymi przyjaciółmi, spędziliśmy dużo czasu...nasi ojcowie się przyjaźnili żartowali że my weźmiemy ślub - w tej chwili poleciała jej łezka - i wszystko było nawet zaplanowane mieliśmy ułożyć wspólnie przyszłość. Uciek w dzień ślubu, było to parę lat temu..Ale wstyd został że mną do tej pory. - Opowiadała, a mi zrobiło się głupio że zadałam to pytanie.
- Przykro mi naprawdę - odparłam
- Niepotrzebnie, mam męża i wspaniałe dzieci - odparła szczęśliwie.
- Ile ty masz lat - Zapytałam.
- Jestem mniej więcej w twoim wieku - odparła
- Mniej więcej?
- Och ogółem to mam coś koło 56 lat
Aż mi szczena opadła.
- Wiem wiem. Zawsze mówię że mam 19. Zostałam ugryziona przez ludzi od Królowej za 46 lat umrę no chyba że ktoś mnie zabije ale teraz jestem szczęśliwa. - Odparła
- Idziemy - powiedział Paul który wbiegł do pokoju bez puknia.
Zeszliśmy na dół.
- Wszystko pójdzie dobrze -powiedział  Will
Złapaliśmy się za ręce.
                                  ***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz