piątek, 13 maja 2016

Cz 2

Hej cz 2,, Strażniczka wyspy "
(...) już ranek, niepamietam dokładnie co się stało. Pokój w którym byłam był mały, ale jednak duży, było poprostu średni, było wystarczająco dużo miejsca. Ściany były mocno fioletowe, a sufit szary bardzo fajnie to wyglądało.
- Wygodne łóżko pomyślałam
W pokoju było łóżko, duża szafa i biurko na którym stał komputer. Wstałam z łóżka i poszłam do szafy, wyjełam dżinsy i bluzkę na ramiączka Ubrałam się , po czym podeszłam do drzwi które stały naprzeciwko mnie. Ucieszyłam się chwilowo jak zobaczyłam salon tam w którym siedziałam, i kanapę na której spał Will. Spał jak dziecko, ale był słodki, bardzo przystojny.
- Niespał całą noc może go niebudźmy? - Powiedział męski spokojny głos, powiedział to chłopak mega przystojny
- Jestem Paul - powiedział podając mi rękę.
- Lissa- powiedziała, odpowiadając na uścisk rąk.
Trzymaliśmy tak ręce przez dobre pare chwil patrząc sobie w oczy. W tej chwili oderwał nas od siebie Will.
- Już wstałaś - powiedział, to było stwierdzenie. Wyglądał tak słodko, taki potargany Will.
- Musimy się zastanowić co dalej - zaproponował Paul.
  - A co ma być? - Zapytałam.
- Mój plan jest taki żebyś narazie przeczekała tutaj, niemożemy nigdzie cie wywieźć - zaproponował Paul.
To chyba żart, jasne wszystko wydaje się takie prawdziwe....takie dziwne, ale tu niezostane, niewiem co u mojej mamy niewiem nic, do moich urodzin jeszcze tydzień. Niema opcji uciekam z tąd.
Paul nadal kontynuował a ja się zamyśliłam nad dalszą częścią mojej ucieczki.
- Dobrze, pogadamy potem, Lisso masz na coś ochotę?- Zapytał Will, on jest taki słodki wysoki wysportowany, w dodatku brunet, ale Paul też jest bardzo przystojny.
- Tak
- To choćmy na stołówke.
Wyszliśmy na długi szary korytarz, przez okna widziałam że jest bardzo ładna pogoda, chyba nawet zauważyłam bramę.
- Zaraz do was dojdę tylko pójdę jeszcze do toalety - powiedziałam, mając nadzieję że żaden z nich się hmm nieskapnie że ja niewiem jak, gdzie dojść
- Okey, to my czekamy na stołówce. - Powiedział Paul, Poszli prosto a ja się trochę musiałam cofnąć. Szłam tak na szczęście nienapotkałam się na nikogo. Wielkie brązowe drzwi stały mi tylko na drodze żeby uciec.
- Żeby były otwarte, żeby były otwarte - szeptałam pod nosem mając nadzieję że gdy pociągnie za klamkę drzwi będą otwarte.
Otwarte...uf ulga, wyszłam...w jakiś las.
- I gdzie ja mam teraz pójść
Poszłam prosto, usłyszałam jakiś dźwięk to zaczełam biec, bałam się zaczęłam żałować że wogóle uciekam, ale teraz niema odwrotu. Biegłam tak dobre pare minut, zatrzymałam się dopiero przy ulicy. Poczułam dziwne uczucie w głowie..ach Stefano się próbuje włamać, niemoge na to pozwolić, już wiedzą że uciekłam. Skupiłam się mocno i nagle ból głowy minął jak ręką odjął.
- Gdzie ja mam teraz iść - Zapytałam sama siebie, niewiedziałam już gdzie mam iść, niewiem nawet gdzie jestem.
                                     *
Poszłam ulicą przed siebie, miałam już gdzieś co się stanie. Szłam tak kilka godzin, straszne chce mi się pić, z głodem umiem walczyć ale nie z pragnieniem.
Była zmęczona, jest ciemno i zimno, postanowiłam się gdzieś..przespać.
Usiadłam na jakimś kamieniu na polance, usłyszałam jakieś szmery, szybko wstałam i się obejrzałam za siebie.
Przełykając śline patrzyłam na coś co wyłania się z ciemności. Ja cofałam się do tyłu a to coś coraz bliżej.
- No Lisso czas się rozliczyć - usłyszałam głos mojego ojczyma który powoli się wyłaniał, niebył sam.
Odwrociłam się i zaczełam biec, uciekać, chciałam być jak najdalej. Czemu ja uciekłam mogłam sobie tam być.
Wierzę, wierzę im.
- Niemasz co uciekać - powiedział mój ojczym, on i jego znajomi mnie otoczyli.
- Czego odemnie chcesz Bred, zostaw mnie w spokoju!!! - Rozkazałam płaczliwym tonem, ale niepłakałam.
- Czas na ciebie - powiedział i uniósł rękę, a właściwie palec, ułożył kciuk i palec  w pistolet.
Zawarł mi dech w piersiach, to już koniec, zamknełam oczy i że spokojem przyjęłam tą wiadomość.
Usłyszałam jakieś krzyki, uderzenia, otworzyłam oczy, pierwsze co zobaczyłam to Willa który bił się z Bredem. Wszyscy inni rzucali się jakimi kulami, inni wypowiadali zaklęcia, a inni wymachiwli różdżką.
A ja pośród tego całego bałaganiu, siedzę trzymając się za głowę.
- Zajmi się nią!- usłyszałam jak Paul krzyknął to do Willa. Will podszedł do mnie i podniósł na ręce.
  Tak bardzo się ucieszyłam na jego widok, zapach jego perfum jest taki słodki, taki męski. Wtuliłam się do niego i że spokojem zamknełam oczy...już się niebałam..przy nim czułam się bezpieczna.
                                     *
Biegł tak szybko, aż za szybko to chyba jego jedna z mocy.
Wreszcie się zatrzymaliśmy, a ja poczułam się głupio, poczułam że mi wstyd.
Usiedliśmy na wielkiej skalę, a na niebie był księżyc w pełni.
- Tak mi głupio... - Powiedziałam odrazu gdy Will mnie położył na skalę.
- Daj spokój, bywa, to moja wina powinienem Ci wszystko wyjaśnić odrazu.
- Nie, przecież to ja narobiłam ci problemów, wam wszystkim - powiedziałam.
- Musimy iść - powiedział.
-Dziękuję, gdyby nie ty to napewno...napewno bym już ni...- Tu mi przerwał.
Wziął palec i uciszył mnie.
- Zawsze cie uraruje, oddałbym za ciebie życie - powiedział patrząc mi głęboko w oczy.
- Idziemy? - Zapytałam, psując taką fajną chwilę.
- Idziemy - powiedział i ruszył.
Wziął mnie na ręce i pobiegł, Biegł dłużej niż wcześniej.
Dotarliśmy na parking.
- Czemu tu?- Zapytałam
- Wiedzą już gdzie cie ukrywamy, jedziemy do Berlina - powiedział uśmiechając się.
- Tooo na co czekamy? - Zadałam kolejne pytanie.
- Na resztę - ledwo dokończył to zdanie, gdy wszyscy pojawili się na choryzoncie.
Doszedł do nas Paul i jakaś dziewczyna.
- Lisso, Will to jest Liliana, będzie nam pomagać - powiedział Paul. Wysoka blondynka, o długich włosach, i niebieskich oczach, była podobna do mnie....
Zauważyła moje zdziwnie i się odezwała.
- Tak Lisso jesteśmy podobne. Musimy wszystko sobie wyjaśnić. - Zauważyłam że jej też nie jest łatwo.
- To może pójdziemy usiąść na ławkę - zaproponowałam.
Przytakneła mi ruchem głowy. Poszłyśmy usiąść.
- Jak widzisz nasze imiona zaczynają się na tą samą literę L. Ty i ja...jesteśmy...siostrami. Nasza mama - ona ciągnęła dalej, a do mnie docierało to co ona mówiła.
- Nasza mama, jest już dawno w niebie, czasem mam z nią kontakt - Tu jej przerwałam.
- To znaczy że jestem adoptowana, że ciebie chciała wychować a mnie nie! - Musiałam to jej wykrzyczeć, zanim pomyślałam to powiedziałam.
- Nie, nasza mama niemiała..niemogła wychować ani ciebie ani mnie, musiała nas oddać, za co jestem jej wdzięczna, uratowała nas, inaczej dawno byśmy nieżyły, kiedy ona nas urodziła Księżniczka Luisa kazała jej nas oddać pod groźbą śmierci, myślała że jak nas niewychowa matka to że nasza moc zniknie i niebędzie więcej...osób takich jak nasza babcia, niezwyciężona, mogła mieć wszystko, ale się zabiła, ponieważ ktoś zabił jej męża...A ona z miłości do niego się zabiła. My mamy moc babci, dostaniemy ją za 4 dni a właściwie ty w dzień naszych urodzin, niestety czasy się zmieniły... Jesy wiele sposobów żeby nas zabić nawet po otrzymaniu mocy...dlatego jesteś ważna dla nich..dla nas...i dla mnie..siostro - ona to wszystko opowiadała a ja słuchałam z uwagą. Podejrzewam że jestem adoptowana.
Poczułam że Liliana jest mi bardzo bliska.
- Pora ruszać - krzyknął do nas Paul.
Podeszłyśmy do nich, i wsiadłyśmy do auta, Will prowadził usiadłam obok niego, a Liliana i Paul z tyłu.
- Zatrzymamy się w hotelu na jeden dzień, potem zmienimy hotel gdzieś dalej. - Tłumaczył Will
- A skąd na to kasa?- Zadałam głupie pytanie, a w tym momencie poczułam że jesten głodna strasznie i pić mi się chce.
Lili chyba zobaczyła to i dała mi kanapkę, i pepsi.
Dotarliśmy do Berlina wieczorem, przez podróż prawie nic niemowiłam, układałam sobie wszystko w głowie, Lili, Paul i Will to wiedzieli dlatego mnie niezmuszali do rozmowy, sami ukladali jakieś plany żeby mnie chronić.
Dotarliśmy pod Motel,, Pod Berlinem " niezła nazwa. Motel z zewnątrz wyglądał nawet okey, był szaro - niebieski, a w środku jeszcze lepszy.
- Niestety ale mamy komplet, mamy tylko jeden pokój wolny - powiedziała pani za lady.
- Weźmiemy - powiedział Will, a pani mi się przyglądała, i sobie przypomniałam że przecież jestem poszukiwana, i nie tylko o to że mnie porwano, ale także...dowiedziałam się tego w aucie że jestem poszukiwana także za ciężkie pobicie, i za narkotyki.
Mało mnie to obchodziło co ten Bred mówi na mój temat, zgłosił na Policję że mnie znalazł, chciał żeby hmm policja mnie może złapała a wtedy to już po mnie podobno byłam naćpana z kolegami i że go pobiliśmy.
Widocznie tu też o mnie słyszeli. Minęło tyle czasu, czuje się jakbym od dawna o siebie niezadbała.
Pokój był jeden, ale w środku były dwa pokoje i dwa łóżka jedno dwu osobowe a drugie jedno jednoosobowe.
Usiadłam na łóżku i zaczełam wspominać...miłe chwile spędzone z moją niiby mamą. Jak miałam 6,8 lat jak robiłam ciastka, ubierałam choinkę, a teraz wszystko mi upadło.
- Nie smuć się - powiedział Paul
Wyjaśniłam mu wszystko, a on zaczęł mnie pocieszać.
Około 23 położyłam się spać, ale przed tym zjadłam i wzięłam prysznic.
                               ***
Narazie tyle. Podoba się, to czytajcie i komentujcie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz